Popularne posty

sobota, 26 listopada 2011

Adwent 2011 - Sztuka Miłości Chrześcijańskiej



            Dzisiejszy świat naznaczony ponad 30 wojnami potrzebuje wspólnego wysiłku, aby na całej ziemi zbudować powszechne braterstwo, takie braterstwo, które potrafi rozwiązać problemy ludzkości.

            Chiara Lubich, założycielka i prezydent Ruchu Focolare, wskazuje jako drogę do osiągnięcia tego celu sztuką miłowania - sposób życia ukazany przez Jezusa i Ewangelię.

            Każdego dnia można żyć jednym z jej punktów, w rodzinie, w szkole, w pracy…

            Bardzo korzystna jest też późniejsza wymiana doświadczeń uczynionych dzięki życiu sztuką miłości chrześcijańskiej…

            Jest to pewnego rodzaju propozycja by lepiej przeżyć czas Adwentu, czas oczekiwania na przyjścia Pana. Jest pokusa by przeżyć go tylko czekając na Boże Narodzenie i to w rozumieniu wigilii, kolęd i choinki. A tu jest coś więcej, Jezus Chrystus naprawdę do nas przychodzi, naprawdę może narodzić się w naszych sercach. Tylko  czy my tego chcemy? Zachęcam by wchodzić w to co proponuje nasza parafia, wspólnoty przyparafialne, czy inne z którymi mamy jakiś kontakt. Nie przeżyjmy tego czasu byle jak, ale weźmy go na serio. Moje rozważania będą skupione wokół miłości chrześcijańskiej, ale warto też wejść w program adwentowy „Gościa niedzielnego”, który proponuje rozważania o Kościele. Będziemy przeżywać rok duszpasterski w Polsce pt. „Kościół naszym domem”. Szukajmy czegoś dla siebie, kto szuka, ten znajdzie zapewnia nas Jezus w Ewangelii. Najgorszą postawą jest obojętność, letniość… Nie zmarnujmy czasu, który jest nam dany i zadany… Pan Bóg przyjdzie na pewno, ale czy znajdzie miejsce w naszym sercu?? Czym Go przyjmiemy? Nienawiścią, obojętnością, czy miłością?? Co znajdzie w naszym sercu: grzech, czy cnotę? Oby nie zdarzyło się, że ktoś z nas będzie żałował, że nie wykorzystał czasu… Aby tak się nie stało, wchodźmy na maksa w to, co Kościół i ludzie Kościoła nam proponują…

OMNIA         AD MAIOREM  DEI     GLORIAM
[WSZYSTKO NA WIĘKSZĄ BOŻĄ CHWAŁĘ]

Błogosławionego czasu Adwentu…

piątek, 25 listopada 2011

Powołani do życia z Bogiem…




            Ostatnio, na jednym z wykładów w seminarium, spotkałem się z bardzo ciekawym stwierdzeniem: „człowiek jest powołany do życia z Bogiem”. I bardzo to mi się spodobało i przyjąłem to dla siebie. Tak bardzo proste, a zarazem super oddające istotę ludzkiego życia, jego cel i sens.
            Zastanawiając się do czego jesteśmy powołani przychodzą nam do głowy inne myśli, które często obijały nam się o uszy: do świętości, do miłości, do życia wiecznego, do szczęścia. I wiele innych można by mnożyć, ale nie o to chodzi. One są prawdziwe, ale stały się tylko „hasełkami”, które nie wywołują w nas głębszej refleksji. Są ładne, piękne, ale podstawą jest Bóg, a w nich nie każdy Go dostrzeże. Trzeba spojrzeć głębiej i zobaczyć więcej…

            Znamy cztery podstawowe typy powołań: kapłańskie, zakonne, małżeńskie i do samotności (zaznaczę od razu, że to nie to samo co tzn. „singiel”. Singiel to nie powołanie, to wypaczenie i niedojrzałość człowieka; taki wieczny „Piotruś Pan”, który całe życie chce się bawić zmieniając tylko zabawki). Ale wiemy też, że tak naprawdę nie ma dwóch takich samych powołań, bo nie ma dwóch takich samych ludzi. Każdy ma inną misje na ziemi, którą trzeba wypełnić. Ale patrząc na to głębiej, widzimy, że w tych wszystkich przypadkach jesteśmy powołanie do życia z Bogiem, przebywania w bliskości z Bogiem. Bo cokolwiek byśmy w życiu nie robili i tak zmierzamy do Boga, tylko czy Go wybierzemy w Dniu Ostatecznym??

            Zależy od naszej relacji z Panem Bogiem, naszego obrazu Boga, jak będziemy traktować życie i powołanie. Jeżeli człowiek odrzuca powołanie, to problem leży w naszej relacji z Bogiem. Gdy nie wierzymy, że jest Miłością, boimy się Mu zaufać i nie potrafimy pójść za Jego głosem w naszym sercu. Ja miałem tą łaskę od Boga, że wielokrotnie doświadczałem Jego ojcowskie miłości, zwłaszcza w okresie podejmowania decyzji o wstąpieniu do seminarium. Ale mimo to, decyzja kosztowała mnie trochę, trzeba było pomagać się z sobą samym. Na szczęście wystarczyło odwagi, jestem na trzecim roku w seminarium i tego nie żałuję, ale mega się cieszę J. Bóg naprawdę jest Miłością, zapewnia nas o tym cały Nowy Testament, a zwłaszcza Pierwszy List św. Jana Apostoła.

            Usłyszałem kiedyś mądrą myśl: Czyściec jest właśnie po to by wydoskonalić się w miłości (nadrobić ziemskie jej braki), bo w Niebie będzie już tylko Miłość, będziemy cały czas w obecności Bożej, wreszcie zobaczymy Go takim, jaki jest. Dbajmy o naszą relację z Bogiem. Po przez regularną modlitwę, szczerą i najlepiej własnymi słowami. No i przede wszystkim przez Eucharystię – jako szczyt i źródło chrześcijaństwa. Zachęcam do wrócenia do filmy „Tajemnica Eucharystii”. Ofiarowujmy Panu wszystko, wszelkie nasze troski, bóle, cierpienia, radości, a On będzie z nami w tym wszystkim…

poniedziałek, 21 listopada 2011

Powołanie do miłości



„Krew Chrystusa objawia, jak wielka jest miłość Ojca, a zarazem ukazuje, jak cenny jest człowiek w oczach Boga i jak ogromna jest wartość jego życia. Właśnie kontemplując drogocenną krew Chrystusa, znak Jego ofiarowania się z miłości (por. J 13, 1), człowiek wierzący uczy się dostrzegać i cenić niemalże Boską godność każdej osoby i może wołać pełen wdzięczności i radosnego zdumienia. […] Krew Chrystusa objawia też człowiekowi, że jego wielkość, a zatem jego powołanie, polega na bezinteresownym darze z siebie. Właśnie dlatego, że krew Jezusa została wylana jako dar życia, nie jest już znakiem śmierci i ostatecznej rozłąki z braćmi, ale narzędziem komunii udzielającej wszystkim życia w obfitości. Kto pije tę krew w sakramencie Eucharystii i trwa w Jezusie (por. J 6, 56), zostaje włączony w dynamikę Jego miłości i ofiary z własnego życia, aby mógł wypełnić pierwotne powołanie do miłości, właściwe każdemu człowiekowi (por. Rdz 1, 27; 2, 18-24)”.
Oto słowa zaczerpnięte z encykliki bł. Jana Pawła II „Evangelium vitae” z punktu 25. Papież mocno wskazuje na powołanie do człowieka do miłości, ale nie byle jakiej, tylko wzorowanej na miłości Chrystusa. Jak wielka musiała być miłość Boga do człowieka, jak wielkie niebezpieczeństwo nam groziło, że była potrzebna tak dramatyczna „akcja ratunkowa”. Nasza miłość ma swoje źródło w Bogu, bo jak jest napisane w Piśmie Świętym: „Stworzył Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę”(Rdz 1, 27). Jeżeli „Bóg jest Miłością”(1J 4,8a), a my jesteśmy do Niego podobni, to wynika w sposób bardzo logiczny, że istotą naszego życia też jest miłość. A moc do niej (bo chyba każdy wie, że nie jest łatwo prawdziwie kochać) wypływa z Eucharystii, z Krwi Chrystusa.
Eucharystia jest źródłem i szczytem życia chrześcijańskiego. Z niej wszystko wypływa i w niej osiąga swą pełnię. Jest także dla nas szkołą miłości. Kapłan często wita wiernych słowami: „Miłość Boga Ojca, Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi”. Nie wiem, jakie doświadczenie Eucharystii ma każdy w was, ale dla chrześcijan pierwotnego Kościoła było to coś „wspaniałego”. Było to realne doświadczenie Zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa. Wracając jeszcze do Wieczernika, tam właśnie, w momencie ustanowienia Sacramentum Caritatis – Sakramentu Miłości, była obecna Tajemnica Męki, Śmierci i Zmartwychwstania. Tam było obecne sakramentalnie umęczone Ciało i wylana Krew z Golgoty. I uczestnicząc w Eucharystii, bierzemy udział w tym, co nam otworzyło bramy do nieba – w momencie Odkupienia wszystkich ludzi i każdego z osobna. Największy dar Miłości Boga – Jezus poszedł na śmierć za nas. On zajął nasze miejsce. Zrobił to, abyśmy mogli ŻYĆ.
Odszedłem trochę od głównego tematu, ale musiałem powiedzieć o tym, co jest dla mnie najważniejsze. O miłości będzie w najbliższym czasie dość dużo. Można się spodziewać kilku postów poświęconemu temu tematowi. Można będzie to uznać za plan działania na Adwent i całe życie. Pan Bóg przychodzi do nas codziennie (w swoim Słowie, w Ciele i Krwi, w drugim człowieku), ale czas oczekiwania na Boże Narodzenie to przygotowywanie serc, by Bóg mógł się narodzić. A czym najlepiej wypełnić, „wyścielić” serce jeśli nie MIŁOŚCIĄ??

wtorek, 15 listopada 2011

The Day Off



            Dzień Skupienia w życiu seminaryjnym to coś bardzo ważnego i oczekiwanego. W każdym miesiącu ma miejsce coś takiego; i bardzo dobrze. Potrzebny jest taki dzień wyłączenia, oderwania od spraw ziemskich, a zwrócenie się ku temu, co najważniejsze w życiu – ku osobistej relacji z Bogiem. Klerycy zawsze wyczekują tego dnia, by uwolnić się na chwilę od swoich licznych obowiązków, tego całego zabiegania, pędu życia, a zatrzymać się przy Bogu, zatopić w modlitwie i nabrać sił do dalszej pracy formacyjnej.
            Tematem tego listopadowego dnia skupienia był: „Kościół domem i szkołą komunii”. Całość była o duchowości komunii, tak ważnej we współczesnym świecie, na co kładł nacisk już Jan Paweł II w Novo millennio ineunte. My żyjemy w sposób bardzo indywidualistyczny. Mamy poczucie bycia kimś wyjątkowym. A z tego wynikają trudności pracy w zespole, pracy we wspólnocie. Człowiek, pomimo tego, że lubi czasem pobyć sam ze sobą, to jednak jest powołany do życia we wspólnocie, jest z natury wspólnotowy; komunia jest wpisana w nasze życie.
            Pan Bóg jest źródłem jedności, a szatan jest źródłem rozbicia. W każdym z nas jest potrzeba scalania. Normalny człowiek pragnie harmonii w życiu. Człowiek to ciało, duch, dusza – składa się z wielu wymiarów, ale dąży do scalenia. Grzech pierworodny rozbił tę jedność. Każdy z nas chyba zauważył, że nie ma w nas jej. Nie czynimy tego co chcemy. Niekiedy nie rozumiemy siebie. Musimy się kształtować w życiu, zdobywać tę jedność. To zależy od głębokiej relacji z Bogiem. Mamy taką?
            Życie w komunii osób duchownych i wiernych świeckich posiada kilka elementów, o których należałoby wiedzieć:
1). Świadomość różnic. Kapłani wydzieleni są z Ludu Bożego, ale nie odłączeni. Tożsamość kapłana. Tożsamość wiernego świeckiego.
2). Braterstwo. Kapłani to „Bracia wśród braci”.
3). Świadectwo. Umacnianie się wzajemnym świadectwem.
4). Współpraca. Duchowni i świeccy muszą współpracować. Ksiądz już nie wszędzie dotrze, ale w tych miejscach mogą dużo zdziałać ludzie świeccy.

1 Kor 12,12-30 Kościół jednym nadprzyrodzonym Ciałem Chrystusa

12 Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, stanowią jedno ciało, tak też jest i z Chrystusem. 13 Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, [aby stanowić] jedno Ciało: czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni. Wszyscyśmy też zostali napojeni jednym Duchem. 14 Ciało bowiem to nie jeden członek, lecz liczne [członki]. 15 Jeśliby noga powiedziała: «Ponieważ nie jestem ręką, nie należę do ciała» - czy wskutek tego rzeczywiście nie należy do ciała? 16 Lub jeśliby ucho powiedziało: Ponieważ nie jestem okiem, nie należę do ciała - czyż nie należałoby do ciała? 17 Gdyby całe ciało było wzrokiem, gdzież byłby słuch? Lub gdyby całe było słuchem, gdzież byłoby powonienie? 18 Lecz Bóg, tak jak chciał, stworzył [różne] członki umieszczając każdy z nich w ciele. 19 Gdyby całość była jednym członkiem, gdzież byłoby ciało? 20 Tymczasem zaś wprawdzie liczne są członki, ale jedno ciało. 21 Nie może więc oko powiedzieć ręce: «Nie jesteś mi potrzebna», albo głowa nogom: «Nie potrzebuję was». 22 Raczej nawet niezbędne są dla ciała te członki, które uchodzą za słabsze; 23 a te, które uważamy za mało godne szacunku, tym większym obdarzamy poszanowaniem. Tak przeto szczególnie się troszczymy o przyzwoitość wstydliwych członków ciała, 24 a te, które nie należą do wstydliwych, tego nie potrzebują. Lecz Bóg tak ukształtował nasze ciało, że zyskały więcej szacunku członki z natury mało godne czci, 25 by nie było rozdwojenia w ciele, lecz żeby poszczególne członki troszczyły się o siebie nawzajem. 26 Tak więc, gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki; podobnie gdy jednemu członkowi okazywane jest poszanowanie, współweselą się wszystkie członki. 27 Wy przeto jesteście Ciałem Chrystusa i poszczególnymi członkami. 28 I tak ustanowił Bóg w Kościele najprzód apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli, a następnie tych, co mają dar czynienia cudów, wspierania pomocą, rządzenia oraz przemawiania rozmaitymi
językami. 29 Czyż wszyscy są apostołami? Czy wszyscy prorokują? Czy wszyscy są nauczycielami? Czy wszyscy mają dar czynienia cudów? 30 Czy wszyscy posiadają łaskę uzdrawiania? Czy wszyscy przemawiają językami? Czy wszyscy potrafią je tłumaczyć?

sobota, 12 listopada 2011

The Day of Independence


         Święto narodowe upamiętniające wielkie wydarzenie z historii naszego państwa. Polska po 123. latach niewoli odzyskała wolność. Wysiłki bardzo wielkiej liczby osób wreszcie doszły do skutku. Polska odrodziła się. Powstała z popiołów jak feniks. Ale czy dobrze znamy kontekst tamtych wydarzeń? Czy pamiętamy co doprowadziło nasze państwo do upadku? Jak wiele było prób powstania? Jaką ceną była okupiona wolność Polaków?
            Myślę, że warto sobie przypomnieć. Sytuacja Polski w XVIII w. była nieciekawa. Szlachta i Magnactwo bardziej troszczyło się o własne interesy niż o dobro wspólne narodu. Pijaństwo, źle wykorzystywane przywileje szlacheckie, zdrady narodu. Wszystkie grzechy elity naszego państwa, wady narodowe, doprowadziły do osłabienia państwa i stało się ono łatwym łupem dla sąsiednich państw. O ironio. Już zapomniano, że to dzięki Polsce i królowi Sobieskiemu około 100 lat wcześniej udało się uratować Europę przed zalewem Islamu. Nie pamiętając o zasługach narodu polskiego, podzieliły się państwa ościenne naszymi ziemiami. Ale było w tym dużo winy polskiej szlachty.
            Wiek XIX to ciemny wiek dla narodu polskiego. Polski nie ma na mapie Europy. Nasze ziemie kąpią się we krwi tych, którym zależy na wolności. Wiele prób odrodzenia Polski. Powstanie listopadowe (1830) i powstanie styczniowe (1863) to tylko przykłady z wielu innych prób. Widząc, że walki nie przynoszą efektu, powstaje idea by najpierw naród odrodził się moralnie, duchowo. Wielkie postacie - naród polski wydał w tym czasie wielu ludzi świętych – pomogły dźwignąć się Polakom z beznadziei. Pogłębienie wiary, by ufać, że przyjdzie oczekiwana wolność. Wyniesieni na ołtarze: św. Zygmunt Szczęsny Feliński, św. Brat Albert, bł. Honorat Koźmiński. W tym właśnie trudnym czasie Kościół odegrał rolę scalania i prowadzenia narodu, gdy państwa nie było. Widział, że musi nastąpić odrodzenie Polaków, by mogło się spełnić ich marzenie o wolności.
            Widziano w tych wydarzeniach myśl teologiczną. Tak jak w Starym Testamencie, gdy Izraelowi się dobrze powodziło, zapominał o Bogu, opierał się na swojej sile i popełniał „obrzydliwości wobec Pana”. Wtedy Bóg pokazywał, że sami są słabi po przez najeźdźców. Kraj ościenne pełniły rolę takiego bicza, czy rózgi, którą Bóg karcił i wychowywał swój naród. Gdy następowało moralne odrodzenie ludu Izraela, powracała upragniona wolność. Analogicznie, przykładano ten scenariusz do sytuacji Polaków.
I stało się, w szczęśliwych okolicznościach po I wojnie światowej, w chwilach trudnych dla zaborców, Polska odradza się z popiołów. Wolność stała się faktem. Ale nie wolno nam zapomnieć, jak ją straciliśmy, co było powodem niewoli. A także jaką cenę musiał zapłacić naród Polski, by ją znów odzyskać. To, co wady narodowe XVIII w. spowodowały, to naprawiły cnoty, krew i poświecenie w wieku XIX.
Dzisiaj nasz kraj jest wolny i suwerenny. Ale wiemy, że nie zawsze tak było i może się zdarzyć, że nie zawsze tak będzie. Wolność jest nam dana, ale i zadana. Nie wolno nam zniweczyć poświęcenia naszych przodów o wolną Polskę. Trzeba nam dołożyć wszelkich starań, by „Polska była Polską”. Polska to czerwień i biel, to orzeł biały w koronie, ale i Krzyż, który jest głęboko wpisany w korzenie naszego narodu.
Quo vadis Poloniae? Dokąd idziesz Polsko?

sobota, 5 listopada 2011

Wiekuisty odpoczynek…


 
  „Wiara w nieśmiertelność ducha i sprawiedliwość Bożą jest darem Stwórcy nam udzielonym. Ta wiara tylko pozwala spokojnie śmierć przyjąć. Dotąd przeczuwano, że Bóg jest sprawiedliwy, ale nie pojmując Jego sprawiedliwości, przypuszczano istnienie mnóstwa sztucznych kółek, za pomocą których Bóg wynagrodzi kiedyś niesprawiedliwość i cierpienie tego żywota.
Ale dziś ja ufam w sprawiedliwość Bożą, bo ją pojmuję; tak ufam, że gdybym mógł powierzyć ducha mego w ręce matki, aby ona wynagrodziła go stosownie do zasługi, nie oddałbym go z taką ufnością, z jaką dziś oddaję w ręce mego Stwórcy.”
„Wszak prawda – gdziekolwiek ostatnia godzina cię zastanie, czy na wysokim urzędzie, czy w skromnym domku, czy we własnym dworze – przyjmiesz wolę Bożą spokojnie i z godnością, jak nieśmiertelnemu duchowi przystoi”.
[Juliusz Słowacki]

Ostatnio „przypadkowo” napotkałem na ten fragment listu Juliusza w jednej z książek, które czytam. Jakże pasuje do klimatu obecnego czasu. Piękna jest ta nadzieja i ufność Bogu. Wyraża wielką wiarę autora, o której, na co dzień się nie mówi, ani się nie słyszy. Jakże nam brakuje takiej wiary? Czy wystarczyłoby jej nam by złożyć takie wyznanie?
Czas pobytu w domu na Wszystkich Świętych był bardzo bogaty w doświadczenia duchowe. Na początku jakieś kryzysy, trudności z przestawieniem się, a później coraz mocniejsze znaki od Boga przekazywane za pomocą ludzi. Jestem olbrzymie wdzięczny Bogu za to, postawił mi na drodze te osoby; myślę, że mają niemały wkład w mój wzrost duchowy, wzrost mojej wiary.

Pierwszą osobą jest Ksiądz, który wygłosił kazanie na Wszystkich Świętych. W krótkim czasie zawarł odpowiedzi na pytanie o istotę tej Uroczystości.
·        Przychodzimy na cmentarz w Uroczystość Wszystkich Świętych, choć są tam niby zmarli, ale jest w tym mądrość – wierzymy, że są święci. Każdy człowiek chce iść do Nieba, a tam są tylko święci, stąd wniosek, że każdy, kto chce żyć w Niebie, musi starać się o swoją świętość, musi tego pragnąć. Każdy człowiek jest powołany do świętości, a to znaczy, że jest to możliwe dla każdego. Natomiast z tego wynika, że święci są na cmentarzach. Święci nie ograniczają się do błogosławionych, czy kanonizowanych, ale jest wielka liczba anonimowych dla nas, ale Bogu znanym.
·        Przychodzimy na cmentarz do zmarłych, choć już tam ich tak naprawdę nie ma, nawet w świeżych mogiłach, gdy kwiaty, wieńce jeszcze pięknie pachną. Ale w tamtym miejscu jesteśmy jakoś bliżej nich, bo ciężko określić fizyczne ich położenie. Chyba większość z Was przyzna, że wręcz czuje się obecność naszych bliskich…
·        Przychodzimy na cmentarz do zmarłych, a nieraz dzieje się tak, że spotykamy się z żywymi, często, z którymi raz na rok się spotykamy. To dziwne, ale właśnie zmarli nas jednoczą, chcą byśmy tworzyli wspólnotę, są pośród nas.
I jeszcze jedno – przepis na bycie prawdziwie i wiecznie szczęśliwym dał nam nasz pan, Jezus Chrystus. Osiem błogosławieństw. Znamy je, a spróbujmy się w nich odnaleźć… Zmarli już tę drogę przeszli, my wciąż idziemy, my ciągle możemy jeszcze coś zmienić w naszym życiu…
            
            Drugą ważną rzeczą podczas mojego ostatniego pobytu w domu było świadectwo wiary pewnej dziewczyny. Patrząc na nią w kościele można było zauważyć jej wielka wiarę. Zamodlenie, skupienie, przeżywanie Eucharystii. Pomimo młodego wieku. Na cmentarzu w trakcie naszej rozmowy zapytałem ją: „Skąd Ty to masz? Skąd taka wiara w Tobie?”. Ona zaprowadziła mnie w pewne miejsce i powiedziała: „Stąd”, wskazująca grób. Był to grób jej taty, tragicznie zmarłego parę lat temu. Nie potrafiłem wiele nic więcej powiedzieć. Usłyszałem jeszcze tylko od niej: „Czuję, że jest blisko mnie. Lubię tu przychodzić”. To doświadczenie na długo zostało zapisane w mojej pamięci. Zdałem sobie sprawę, że moja wiara jest malutka, ale przy tej osobie nabrała nowego spojrzenia, nowej świeżości, mocy.
            Dziękuję Bogu za to wszystko.

OMNIA AD MAIOREM DEI GLORIAM