Ostatnio, na jednym z wykładów w seminarium, spotkałem
się z bardzo ciekawym stwierdzeniem: „człowiek jest powołany do życia z
Bogiem”. I bardzo to mi się spodobało i przyjąłem to dla siebie. Tak
bardzo proste, a zarazem super oddające istotę ludzkiego życia, jego cel i
sens.
Zastanawiając się do czego jesteśmy powołani przychodzą
nam do głowy inne myśli, które często obijały nam się o uszy: do świętości, do
miłości, do życia wiecznego, do szczęścia. I wiele innych można by mnożyć, ale
nie o to chodzi. One są prawdziwe, ale stały się tylko „hasełkami”, które nie
wywołują w nas głębszej refleksji. Są ładne, piękne, ale podstawą jest Bóg, a w
nich nie każdy Go dostrzeże. Trzeba spojrzeć głębiej i zobaczyć więcej…
Znamy cztery podstawowe typy powołań: kapłańskie,
zakonne, małżeńskie i do samotności (zaznaczę od razu, że to nie to samo co
tzn. „singiel”. Singiel to nie powołanie, to wypaczenie i niedojrzałość
człowieka; taki wieczny „Piotruś Pan”, który całe życie chce się bawić zmieniając
tylko zabawki). Ale wiemy też, że tak naprawdę nie ma dwóch takich samych
powołań, bo nie ma dwóch takich samych ludzi. Każdy ma inną misje na ziemi,
którą trzeba wypełnić. Ale patrząc na to głębiej, widzimy, że w tych wszystkich
przypadkach jesteśmy powołanie do życia z Bogiem, przebywania w bliskości z
Bogiem. Bo cokolwiek byśmy w życiu nie robili i tak zmierzamy do Boga, tylko
czy Go wybierzemy w Dniu Ostatecznym??
Zależy od naszej relacji z Panem Bogiem, naszego obrazu
Boga, jak będziemy traktować życie i powołanie. Jeżeli człowiek odrzuca
powołanie, to problem leży w naszej relacji z Bogiem. Gdy nie wierzymy, że
jest Miłością, boimy się Mu zaufać i nie potrafimy pójść za Jego głosem w
naszym sercu. Ja miałem tą łaskę od Boga, że wielokrotnie doświadczałem Jego
ojcowskie miłości, zwłaszcza w okresie podejmowania decyzji o wstąpieniu do
seminarium. Ale mimo to, decyzja kosztowała mnie trochę, trzeba było pomagać
się z sobą samym. Na szczęście wystarczyło odwagi, jestem na trzecim roku w
seminarium i tego nie żałuję, ale mega się cieszę J. Bóg naprawdę jest
Miłością, zapewnia nas o tym cały Nowy Testament, a zwłaszcza Pierwszy List św.
Jana Apostoła.
Usłyszałem kiedyś mądrą myśl: Czyściec jest właśnie po to
by wydoskonalić się w miłości (nadrobić ziemskie jej braki), bo w Niebie będzie
już tylko Miłość, będziemy cały czas w obecności Bożej, wreszcie zobaczymy Go
takim, jaki jest. Dbajmy o naszą relację z Bogiem. Po przez regularną modlitwę,
szczerą i najlepiej własnymi słowami. No i przede wszystkim przez Eucharystię –
jako szczyt i źródło chrześcijaństwa. Zachęcam do wrócenia do filmy „Tajemnica
Eucharystii”. Ofiarowujmy Panu wszystko, wszelkie nasze troski, bóle,
cierpienia, radości, a On będzie z nami w tym wszystkim…
Czy istnieje coś takiego jak powołanie do samotności? Przecież każdy z nas jest powołany do miłości, do tego żeby kochać i żeby znaleźć wokół siebie ludzi, których możemy tą miłością obdarzyć. Poza tym jak rozpoznać, że jest się powołanym do samotności? Jeżeli ktoś nie znajdzie męża/żony? Może to oznaczać, że po prostu ta osoba nie znalazła jeszcze swojej "drugiej połówki", ale skoro szukała, to oznacza, że odczuwa powołanie do życia małżeńskiego. Przecież życie bez miłości jest nic nie warte, więc wybór życia w samotności, czyli omijanie drugiego człowieka, nie jest przypadkiem zaprzeczeniem przykazania miłości bliźniego? Może i się trochę czepiam, ale zastanawia mnie ta kwestia.
OdpowiedzUsuńhttp://opowolaniuinietylko.blogspot.com/2011/09/powoanie-do-samotnosci.html
OdpowiedzUsuńmyślę, że tu znajdziesz odpowiedzi na te pytania... bo już kiedyś więcej na ten temat pisałem...
jak coś możemy potem dalej prowadzić dyskusje
Przeczytałam. I wynika z tego, że ja inaczej postrzegam samotność. Stwierdzenie "powołanie do samotności" rozumiem jako wybór takiego życia, w którym samotność staje się jedynym celem i sensem życia, skupienie się wyłącznie na tym, żeby nie mieć przy sobie żadnego bliskiego człowieka. Rozumiem, że każdy potrzebuje chwili wytchnienia od ludzi i indywidualnego kontaktu z Bogiem, ale to stanowi część życia, potem wracamy do ludzi. Chwile samotności a wybór życia w samotności są dla mnie dwiema zupełnie różnymi kwestiami. Nie potrafię sobie wyobrazić, że ktoś chce spędzić życie całkiem sam, bez jakiejkolwiek wspólnoty. Muszę to intensywnie przemyśleć :)
OdpowiedzUsuńTo jest różnica w rozumieniu życia w samotności...
OdpowiedzUsuńCzłowiek nie jest "samotną wyspą", jest on stworzony do relacji. Dzięki relacjom się rozwijamy... Mi tu chodziło nie o życie całkowicie bez relacji z innymi, ale o wybór życia bez tego szczególnego związku z drugą osobą. Życie w czystości osób duchownych, czy życie kawalera, czy panny jest wyborem. Wybór, który ma na celu oddanie swego życia większej sprawie... Zaangażowania się w coś na maka tak, że życie rodzinne na to by nie pozwoliło...
Człowiek to wielka tajemnica i ciężko pisać coś o nim, najłatwiej było by o sobie, własnego świadectwa nie da się zaprzeczyć...