Popularne posty

czwartek, 31 stycznia 2013

Co znaczy dla nas wiara w Boga Ojca Wszechmogącego? - papieska katecheza z 30.01.2013 r.


Drodzy Bracia i Siostry,

W katechezie minionej środy zastanawialiśmy się nad początkowymi słowami Credo: „Wierzę w Boga”. Ale wyznanie wiary precyzuje to stwierdzenie: Bóg jest wszechmogącym Ojcem, Stwórcą nieba i ziemi. Chciałbym więc zastanowić się teraz z wami nad pierwszym fundamentalnym określeniem Boga, jakie przedstawia nam Credo: jest On Ojcem.

Nie zawsze łatwo mówić dziś o ojcostwie. Nade wszystko w świecie zachodnim: rozbite rodziny, coraz bardziej absorbujące zobowiązania w pracy, niepokój a często nawet trudność, by związać koniec z końcem w budżecie rodzinnym, rozpraszająca inwazja mass mediów w życie codzienne, to niektóre z wielu czynników, mogących przeszkodzić w spokojnej i konstruktywnej relacji między ojcami a dziećmi. Komunikacja wzajemna niekiedy staje się trudna, brakuje zaufania a relacja z postacią ojca może stać się problematyczna. Problematyczne jest także wyobrażenie sobie Boga jako ojca, kiedy nie ma odpowiednich wzorców odniesienia. Tym, którzy mieli doświadczenia ojca nazbyt autorytarnego i nieelastycznego, lub obojętnego i niezbyt czułego, czy wręcz nieobecnego, nie łatwo myśleć spokojnie o Bogu jako Ojcu i ufnie się Jemu powierzyć.

Jednakże objawienie biblijne pomaga nam przezwyciężyć te trudności, mówiąc o Bogu, który ukazuje nam, co to znaczy być naprawdę „ojcem”. Szczególnie Ewangelia objawia nam to oblicze Boga jako Ojca, który kocha, tak bardzo, że daje swego Syna, aby zbawić ludzkość. Odniesienie do postaci ojca pomaga nam więc zrozumieć coś z miłości Boga, która pozostaje jednakże nieskończenie większa, bardziej wierna, totalna, niż jakiegokolwiek miłość ludzka. Aby ukazać uczniom oblicze Ojca Jezus mówi: „Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą” (Mt 7,9 – 11; por. Łk 11, 11 - 13). Bóg jest naszym Ojcem, ponieważ pobłogosławił nas i wybrał przed założeniem świata (Ef 1, 3-6), uczynił nas naprawdę swoimi dziećmi w Jezusie (por. 1 J 3,1). A jako Ojciec, Bóg z miłością towarzyszy naszemu życiu, obdarzając nas swoim Słowem, swoim nauczaniem, łaską, swoim Duchem.

Jak objawia Jezus, jest On Ojcem karmiącym ptaki niebieskie, które nie muszą siać ani żąć i przyodziewa wspaniałymi barwami kwiaty na polu, szatami piękniejszymi niż król Salomon (por. Mt 6,26-32; Łk 12, 24- 28), a my – dodaje Jezus – jesteśmy warci znacznie więcej niż kwiaty i ptaki na niebie! A jeśli jest On tak dobry, iż sprawia, że „słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Mt 5,45), to możemy zawsze, bez lęku z pełnym zaufaniem powierzyć się Jego Ojcowskiemu przebaczeniu, kiedy mylimy drogę. Bóg jest dobrym Ojcem, który przyjmuje i bierze w ramiona skruszonego syna, który się zatracił (por. Łk 15, 11n.), darmo daje tym, którzy Go proszą (por. Mt 18,19; Mk 11,24; J 16, 23) i daje chleb z nieba oraz wodę żywą, dające życie wieczne (por. J 6,32.51.58).

Dlatego człowiek modlący się z Psalmu 27, otoczony przez wrogów, oblegany przez złośliwych i oszczerców, poszukując pomocy u Pana i przyzywając Go może dać swoje pełne wiary świadectwo mówiąc: „Choćby mnie opuścili ojciec mój i matka, to jednak Pan mnie przygarnie” (w. 10). Bóg jest Ojcem, który nie porzuca swoich dzieci, Ojcem kochającym, który wspiera, pomaga, przyjmuje, przebacza, zbawia z wiernością, która niezmiernie przewyższa ludzką wierność, by otworzyć się na wymiary wieczności. „Bo Jego łaska na wieki”, jak nieustannie powtarza w sposób litanijny w każdym wersecie psalm 136, przypominając historię zbawienia. Miłość Boga Ojca nigdy nie ustaje, nie męczy się nami. Jest to miłość dająca, aż do końca, aż do ofiary Syna. Wiara daje nam tę pewność, która staje się bezpieczną skałą w budowaniu naszego życia: możemy stawić czoła wszystkim chwilom trudności i zagrożenia, doświadczenia ciemności kryzysu i czasu bólu, wspierani ufnością, że Bóg nigdy nie zostawi nas samymi, że zawsze jest blisko, aby nas zbawić i doprowadzić do życia wiecznego.

To w Panu Jezusie ukazuje się w pełni życzliwe oblicze Ojca, który jest w niebie. Znając Go możemy poznać także i Ojca (por. J 8, 19; 14, 7), a widząc Go, możemy widzieć Ojca, ponieważ On jest w Ojcu, a Ojciec w Nim (por. J 14,9.11). On jest „obrazem Boga niewidzialnego”, jak to określa hymn z Listu do Kolosan, „pierworodnym wobec każdego stworzenia...pierworodnym spośród umarłych”, „w którym mamy odkupienie - odpuszczenie grzechów” i pojednanie wszystkich rzeczy, „tego, co na ziemi, i to, co w niebiosach, wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża” (por. Kol 1, 13-20).

Wiara w Boga Ojca domaga się wiary w Syna, pod działaniem Ducha, uznając w zbawczym Krzyżu definitywne objawienie się miłości Boga. Bóg jest naszym Ojcem, dając nam swego Syna. Bóg jest naszym Ojcem przebaczając nasz grzech i prowadząc nas do radości życia zmartwychwstałego. Bóg jest naszym Ojcem, dając nam Ducha, który czyni nas dziećmi i pozwala nam, byśmy naprawdę nazywali Go „Abbà, Ojcze” (por. Rz 8, 15). Dlatego Jezus ucząc nas modlitwy zachęca, abyśmy mówili „Ojcze nasz” (Mt 6,9-13; por. Łk 11,2-4).

Tak więc ojcostwo Boga jest nieskończoną miłością, tkliwością pochylającą się nad nami, słabymi dziećmi, potrzebującymi wszystkiego. Psalm 103, wielki hymn Bożego miłosierdzia, głosi: „Jak się lituje ojciec nad synami, tak Pan się lituje nad tymi, co się Go boją. Wie On, z czego jesteśmy utworzeni, pamięta, że jesteśmy prochem”(w. 13-14). To właśnie nasza małość, słaba natura ludzka, nasza kruchość staje się wołaniem o miłosierdzie Pana, aby okazał swoją wielkość i tkliwość Ojca, pomagając nam, przebaczając i zbawiając.

A Bóg odpowiada na nasze wołanie, posyłając swego Syna, który dla nas umarł i zmartwychwstał; wkracza w naszą kruchość i dokonuje tego, czego człowiek sam nie mógłby nigdy dokonać: bierze na siebie grzech świata, jak niewinny baranek i ponownie otwiera nam drogę do komunii z Bogiem, czyni nas prawdziwymi dziećmi Bożymi. Zaś w tajemnicy paschalnej objawia się w całej swej jasności definitywne oblicze Ojca. To na krzyżu chwalebnym ma miejsce pełne objawienie Boga jako „Ojca Wszechmogącego”.

Moglibyśmy jednak zapytać: jak można wyobrazić sobie Boga Wszechmogącego patrząc na krzyż Chrystusa, na tę moc zła, która posuwa się wręcz do zabicia Syna Bożego? Chcielibyśmy rzecz jasna wszechmocy Bożej według naszych schematów myślowych i naszych pragnień: Boga „wszechmogącego”, rozwiązującego problemy, interweniującego, aby ustrzec nas od wszelkich trudności, zwyciężającego wszystkie przeciwne moce, zmieniającego bieg wydarzeń i usuwającego ból. Podobnie dzisiaj różni „teolodzy” powiadają, że Bóg nie może być wszechmogący, bo gdyby tak rzeczywiście było nie byłoby tak wiele cierpienia, tak wiele zła w świecie. W istocie w obliczu zła i cierpienia, dla wielu ludzi, dla nas, problematyczna, trudna staje się wiara w Boga Ojca, wiara, że jest on wszechmogący. Niektórzy ludzie próbują uciekać się do bożków, ulegając pokusie znalezienia odpowiedzi w domniemanej wszechmocy „magicznej” i w jej złudnych obietnicach.

Jednakże wiara w Boga Wszechmogącego pobudza nas do przebywania zupełnie innych szlaków: uczenia się, że drogi i myśli Boga są inne od naszych (por Iz 55,8) i także Jego wszechmoc jest inna: nie wyraża się jako automatyczna czy arbitralna siła, lecz naznaczona jest miłującą, ojcowską wolnością. W istocie Bóg stwarzając wolne stworzenia, obdarzając wolnością, zrezygnował z części swej mocy, pozostawiając nam moc naszej wolności. W ten sposób miłuje i szanuje wolną odpowiedź miłości na Jego wezwanie. Jako Ojciec, pragnie On, abyśmy stali się Jego dziećmi całym naszym sercem, żyli jako tacy w Jego Synu, w komunii, w pełnej zażyłości z Nim. Jego wszechmoc nie wyraża się w przemocy, nie wyraża się w zniszczeniu wszelkich mocy przeciwnych, jakbyśmy tego chcieli, lecz wyraża się w miłości, miłosierdziu, przebaczeniu, w obdarzaniu nas wolnością, w nieustannym wezwaniu do nawrócenia serca, w postawie jedynie pozornej słabości, Bóg wydaje się słaby jeśli patrzymy na Jezusa Chrystusa, który się modli, zachęca nas, który pozwala się zabić. W tej postawie pozornej słabości, na którą składa się cierpliwość, łagodność i miłość ukazuje: to jest prawdziwa moc, to jest moc Boga, która zwycięży. Mędrzec z Księgi Mądrości zwraca się do Boga w następujący sposób: „Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w Twej mocy – skutkiem Bożej wszechmocy jest współczucie wobec wszystkich - i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili. Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia...Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia!” (Mdr 11,23-24a.26).

Tylko ten, kto jest prawdziwie potężny, może znieść zło i okazać się litościwym. Tylko ten, kto jest prawdziwie potężny może w pełni realizować moc miłości. A Bóg, do którego należą wszystkie rzeczy, gdyż wszystko przez Niego zostało stworzone, objawia swoją moc, kochając wszystko i wszystkich, cierpliwie oczekując nawrócenia nas ludzi, których pragnie mieć za dzieci, Bóg oczekuje na nasze nawrócenie. Wszechmocna miłość Boga nie zna granic, do tego stopnia, że „nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał” (Rz 8, 32). Wszechmoc miłości nie jest wszechmocą świata, lecz całkowitego daru, a Jezus, Syn Boży, objawia światu prawdziwą wszechmoc Ojca dając swe życie za nas grzeszników. Oto prawdziwa, autentyczna i doskonała moc Boża: na zło nie odpowiada złem, lecz dobrem, na obelgi - przebaczeniem, na zabójczą nienawiść - miłością, która daje życie. Tak więc zło jest naprawdę pokonane, ponieważ oczyszczone zostało miłością Boga. Tak więc śmierć jest definitywnie pokonana, gdyż została przekształcona w dar życia. Bóg Ojciec wskrzesza z martwych Syna: wielki wróg śmierć, (por. 1 Kor 15,26), została pochłonięta i pozbawiona jadu (por. 1 Kor 15,54-55), a my uwolnieni od grzechu, możemy uzyskać dostęp do dziecięctwa Bożego.

Tak więc, kiedy mówimy: „Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego” wyrażamy naszą wiarą w moc miłości Boga, który pokonuje nienawiść, zło i grzech w swoim Synu, który umarł i zmartwychwstał i otwiera nas na życie wieczne, życie dzieci, które chcą być na zawsze w „Domu Ojca”. Wyznanie „Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego” w Jego moc, w Jego sposób bycia Ojcem, jest nieustannie na nowo aktem wiary, nawrócenia, przemiany naszego myślenia, naszych uczuć, całego naszego sposobu życia.

Drodzy bracia i siostry, prośmy Pana, by wspierał naszą wiarę, by pomógł nam w prawdziwym odnalezieniu naszej wiary i dał nam siłę do głoszenia Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, abyśmy świadczyli o Nim w miłości Boga i bliźniego. Niech Bóg pozwoli nam przyjąć dar naszego dziecięctwa, aby w pełni żyć rzeczywistością Credo, ufnie powierzając się miłości Ojca i Jego zbawczej miłosiernej wszechmocy, która jest prawdziwą wszechmocą. Dziękuję.

czwartek, 24 stycznia 2013

Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan (18-25 stycznia 2013)


Pod hasłem "Czego Bóg od nas oczekuje?" od 18 do 25 stycznia obchodzony jest Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. W całej Polsce chrześcijanie różnych wyznań spotykają się w tych dniach na wspólnej modlitwie. Towarzyszą jej ekumeniczne dyskusje, konferencje naukowe i koncerty.

– Jesteśmy wszyscy dziećmi Bożymi przez chrzest, przez stworzenie przez tego samego Boga, więc dlatego powinniśmy być razem ze sobą, niwelować różnice, wspólnie modlić się i pracować, wspólnie przekształcać ten świat – podkreśla przewodniczący Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Ekumenizmu bp Krzysztof Nitkiewicz. Nawiązując do zaczerpniętego z Księgi Micheasza hasła tegorocznego Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan "Czego Bóg od nas oczekuje?”, , dodaje, że sam Chrystus mówił o jedności między chrześcijanami.

Główne nabożeństwo rozpoczynającego się 18 stycznia Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan odbędzie się w niedzielę, 20 stycznia o godz. 18.00 w katedrze pw. św. Floriana i św. Michała Archanioła na warszawskiej Pradze. Mszy św. koncelebrowanej będzie przewodniczył abp Henryk Hoser, a kazanie wygłosi prezes Polskiej Rady Ekumenicznej prawosławny abp Jeremiasz. W całej Polsce w ciągu najbliższego tygodnia zaplanowano spotkania ekumeniczne. Na wspólnych nabożeństwach kazania w tym czasie będą głosić kaznodzieje innych wyznań. Przykładowo, podczas Mszy św. na rozpoczęcie obchodów Tygodnia Ekumenicznego w katedrze opolskiej, kazanie wygłosi biskup ewangelicko-augsburskiej diecezji katowickiej Tadeusz Szurman, zaś następnego dnia podczas nabożeństwa w kościele ewangelicko-augsburskim – biskup rzymskokatolicki Andrzej Czaja.
Ważnym wydarzeniem obchodów Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan będzie konferencja naukowa w Instytucie Ekumenicznym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który w tym roku obchodzi 30-lecie pracy. Spotkanie pod tytułem "O ekologii ekumenicznie. Apel Kościołów w Polsce o ochronę stworzenia" odbędzie się 23 stycznia i ma dotyczyć podpisanego 16 stycznia przez Kościoły chrześcijańskie w Polsce dokumentu ekumenicznego. Porusza on temat ochrony środowiska naturalnego, ale przypomina również, że nie ma prawdziwej ekologii bez ekologii osoby ludzkiej. – W tych punktach, które wspólnie uznajemy, chcemy razem zabrać głos i dać świadectwo wierze. Dla nas katolików jest to szczególnie ważne w Roku Wiary – podkreśla sekretarz Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Ekumenizmu ks. Sławomir Pawłowski. Ostatnim tak ważnym dokumentem ekumenicznym była podpisana w 2000 r. deklaracja o chrzcie. Obecnie trwają zaś prace nad dokumentem o małżeństwach mieszanych oraz o świętowaniu niedzieli.

Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan od 1968 r. przygotowuje Światowa Rada Kościołów i Papieska Rada ds. Popierania Jedności Chrześcijan. W Polsce w przygotowywaniu i obchodach uczestniczy skupiająca siedem Kościołów chrześcijańskich Polska Rada Ekumeniczna oraz Kościół rzymskokatolicki. To okazja, by zwrócić uwagę na działania ekumeniczne Kościołów chrześcijańskich w naszym kraju. Zespół Konferencji Episkopatu Polski ds. Kontaktów z Polską Radą Ekumeniczną w trakcie roku poddaje analizie bieżącą sytuację ekumeniczną, przygotowuje polską wersję materiałów na Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan oraz ocenia przebieg każdorazowego tygodnia.


środa, 23 stycznia 2013

Wierzyć, to budować swe życie na Bogu i być Jego świadkiem - 23.01.2013


Drodzy Bracia i Siostry,

W obecnym Roku Wiary pragnę wraz z wami rozpocząć rozważania na temat Credo, uroczystego wyznania wiary, które towarzyszy naszemu życiu jako wierzących. Credo zaczyna się od słów: „Wierzę w Boga”. Jest to stwierdzenie fundamentalne, pozornie proste w swojej zwięzłości, lecz otwierające na nieskończony świat relacji z Panem i Jego tajemnicą. Wiara w Boga oznacza posłuszeństwo Bogu, przyjęcie Jego słowa i radosne posłuszeństwo Jego objawieniu. Jak uczy Katechizm Kościoła Katolickiego: „Wiara jest aktem osobowym, wolną odpowiedzią człowieka na inicjatywę Boga, który się objawia” (n. 166). Możliwość powiedzenia, że wierzymy w Boga jest zatem zarówno darem – Bóg się objawia, wychodzi nam na spotkanie, jak i zobowiązaniem, jest łaską Bożą i ludzką odpowiedzialnością w doświadczeniu dialogu z Bogiem, który z miłości, „przemawia do ludzi, jak do przyjaciół” (Dei Verbum, 2), mówi do nas, abyśmy w wierze i z wiarą mogli wejść w komunię z Nim.

Gdzie możemy posłuchać. Boga, który do nas mówi? Znaczenie fundamentalne ma Pismo Święte, w którym Słowo Boże staje się dla nas słyszalne i umacnia nasze życie „przyjaciół” Boga. Cała Biblia opowiada o objawianiu się Boga ludzkości, cała Biblia mówi o wierze i naucza nas wiary, opowiadając historię, w której Bóg realizuje swój plan odkupienia i staje się bliskim wobec ludzi, za pośrednictwem wielu wspaniałych postaci osób, które w Niego wierzą i Jemu się powierzają, aż do pełni objawienia w Panu Jezusie.

Bardzo piękny pod tym względem jest usłyszany przed chwilą 11 rozdział Listu do Hebrajczyków, gdzie mowa jest o wierze, a jego autor wskazuje się na wielkie postacie biblijne, które nią żyły, stając się wzorem dla wszystkich wierzących: „Wiara zaś jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy” (11,1). Oczyma wiary można zatem zobaczyć to, co niewidzialne, a serce człowieka wierzącego może pokładać nadzieję ponad wszelką nadzieją tak, jak Abraham, o którym Paweł mówi w Liście do Rzymian, że „wbrew nadziei uwierzył nadziei” (4.18).

Właśnie na Abrahamie, chciałbym skupić naszą uwagę. To on bowiem jest pierwszą wielką postacią, będącą punktem odniesienia, by mówić o wierze w Boga: Abraham, wielki patriarcha, przykładny wzór, ojciec wszystkich wierzących (por. Rz 4,11-12). List do Hebrajczyków przedstawia go w następujący sposób: „Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie. Przez wiarę przywędrował do Ziemi Obiecanej, jako ziemi obcej, pod namiotami mieszkając z Izaakiem i Jakubem, współdziedzicami tej samej obietnicy. Oczekiwał bowiem miasta zbudowanego na silnych fundamentach, którego architektem i budowniczym jest sam Bóg” (11,8-10).

Autor Listu do Hebrajczyków odnosi się tu do powołania Abrahama, opowiedzianego w Księdze Rodzaju, pierwszej księdze Biblii. Czego żąda Bóg od tego wielkiego patriarchy? Każe mu wyruszyć i opuścić swoją ziemię, by iść do kraju, który mu wskaże: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę” (Rodz. 12,1).

Jak odpowiedzielibyśmy na podobne słowa? Chodzi w istocie o wyruszenie w ciemno, nie wiedząc gdzie Pan go skieruje. Jest to droga wymagająca radykalnego posłuszeństwa i ufności, na które pozwala jedynie przyzwalająca wiara. Jednakże ciemność tego, co nieznane – dokąd muszę pójść - rozjaśnia światło obietnicy. Bóg do nakazu dołącza uspokajające słowo, które otwiera przed Abrahamem przyszłość życia w pełni: „Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię... przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi” (Rdz 12,2.3).

Błogosławieństwo w Piśmie Świętym jest podłączone w pierwszym rzędzie z darem życia, które pochodzi od Boga, a przejawia się nade wszystko w płodności, w życiu które się mnoży, przechodząc z pokolenia w pokolenie. Z błogosławieństwem łączy się także doświadczenie posiadania ziemi, stabilnego miejsce, w którym można żyć i wzrastać w wolności i bezpieczeństwie, bojąc się Boga i budując społeczeństwo ludzi wiernych przymierzu, „królestwo kapłanów i lud święty” (por. Wj 19,6).

Z tego względu Abraham, w Bożym planie, ma się stać „ojcem mnóstwa narodów” (Rdz 17,5; por. Rz 4, I7-18) i wejść do nowej ziemi, gdzie zamieszka. Ale Sara, jego żona jest bezpłodna, nie może mieć dzieci, zaś kraj do którego prowadzi go Bóg jest odległy od ziemi, z której pochodzi, jest już zamieszkały przez inne ludy i tak naprawdę nigdy nie będzie do niego należał. Podkreśla to narrator biblijny, choć z wielką dyskrecją: kiedy Abraham dociera do miejsca Bożej obietnicy: „w kraju tym mieszkali wówczas Kananejczycy” (Rdz. 12,6). Ziemia, którą Bóg daje Abrahamowi do niego nie należy, jest on obcym i takim zawsze pozostanie, wraz z tym wszystkim, co pociąga to za sobą: nie ma ambicji posiadania, zawsze odczuwa swe ubóstwo, postrzega wszystko jako dar. Taka jest też sytuacja duchowa tych, którzy godzą się pójść za Chrystusem, którzy podejmuje decyzję wyjścia, przyjmując Boże wezwanie pod znamieniem Jego niewidzialnego, ale możnego błogosławieństwa. Abraham, „ojciec wierzących”, przyjmuje to wezwanie w wierze. Święty Paweł pisze w Liście do Rzymian: „On to wbrew nadziei uwierzył nadziei, że stanie się ojcem wielu narodów zgodnie z tym, co było powiedziane: takie będzie twoje potomstwo. I nie zachwiał się w wierze, choć stwierdził, że ciało jego jest już obumarłe - miał już prawie sto lat - i że obumarłe jest łono Sary. I nie okazał wahania ani niedowierzania co do obietnicy Bożej, ale się wzmocnił w wierze. Oddał przez to chwałę Bogu i był przekonany, że mocen jest On również wypełnić, co obiecał” (Rz 4,18-21).

Wiara prowadzi Abrahama do przebycia drogi paradoksalnej. Zostanie on pobłogosławiony, ale bez widocznych oznak błogosławieństwa: otrzymuje obietnicę, że stanie się wielkim narodem, ale wraz z życiem naznaczonym bezpłodnością jego małżonki Sary, zostaje doprowadzony do nowej ojczyzny, ale musi tam żyć jak cudzoziemiec; a jedynym kawałkiem ziemi, jaki będzie mógł posiadać, to ten, gdzie pochowa Sarę (por. Rdz 23,1-20). Abraham jest błogosławiony, ponieważ w wierze, potrafi rozeznać Boże błogosławieństwo, wychodząc poza pozory, ufając w obecność Pana, nawet wówczas, kiedy Jego drogi wydają się mu tajemnicze.

Cóż to dla nas oznacza? Kiedy stwierdzamy: „Wierzę w Boga”, mówimy jak Abraham: „ufam Tobie, Tobie Panie się powierzam”, ale nie jak komuś, do kogo trzeba się uciekać jedynie w chwilach trudności, czy poświęcać kilka chwil w ciągu dnia czy tygodnia. Gdy mówimy „Wierzę w Boga” to znaczy, że na Nim budujemy swe życie, chcemy aby Jego Słowo każdego dnia je ukierunkowywało w konkretnych wyborach, nie lękając się, że coś z siebie utracimy. Kiedy podczas obrzędu Chrztu św. po trzykroć pada pytanie: „wierzycie” w Boga, w Jezusa Chrystusa, w Ducha Świętego, Święty Kościół Katolicki i inne prawdy wiary,
potrójna odpowiedź brzmi w liczbie pojedynczej: „wierzę”, bo moja osobowa egzystencja musi zyskać przełom wraz z darem wiary, to moje życie musi się zmienić, nawrócić. Za każdym razem, kiedy uczestniczymy w chrzcie musimy postawić sobie pytanie, o to jak każdego dnia żyjemy wielkim darem wiary.

Abraham, wierzący, uczy nas wiary i jako cudzoziemiec na ziemi ukazuje nam prawdziwą ojczyznę. Wiara czyni nas pielgrzymami na ziemi, wpisanymi w świat i w historię, ale dążącymi do ojczyzny niebieskiej. Wiara w Boga czyni nas zatem nosicielami wartości, które często nie pokrywają się z modą i opinią danej chwili, wymaga od nas przyjęcia kryteriów, które nie są zbieżne z powszechną mentalnością. Chrześcijanin nie powinien lękać się zmierzania „pod prąd”, aby żyć swoją wiarą, przeciwstawiając się pokusie „dostosowania się”. W wielu naszych społeczeństwach Bóg stał się „wielkim nieobecnym”, a Jego miejsce zajęły liczne bożki, przed wszystkim autonomiczne „ja” i żądza posiadania. Także znaczący i pozytywny rozwój nauki i techniki doprowadziły człowieka do złudzenia wszechmocy i samowystarczalności, a narastający egocentryzm spowodował spore zachwianie równowagi w relacjach międzyludzkich i zachowaniach społecznych.

Jednak pragnienie Boga (por. Ps 63,2), nie wygasło, a ewangeliczne orędzie nadal rozbrzmiewa poprzez słowa i dzieła wielu mężczyzn i kobiet wiary. Abraham, ojciec wierzących jest nadal ojcem wielu dzieci, które godzą się, by iść w jego ślady i wyruszają w drogę, będąc posłusznymi względem Bożego powołania, ufając w życzliwą obecność Pana i przyjmując Jego błogosławieństwo, aby stać się błogosławieństwem dla wszystkich. Jest to świat pobłogosławiony wiarą, do której wszyscy jesteśmy wezwani, aby nieustraszenie kroczyć idąc za Panem Jezusem Chrystusem. Jest to droga niekiedy trudna, zaznająca także prób i śmierci, lecz otwierająca na życie, w radykalnym przekształceniu rzeczywistości, które można zasmakować i widzieć w pełni jedynie oczyma wiary.

Stwierdzenie: „wierzę w Boga” pobudza nas więc do wyruszenia, do nieustannego wychodzenia z samych siebie, tak właśnie jak Abraham, by nieść w rzeczywistość dnia powszedniego, w której żyjemy, pewność jaką daje nam wiara: to znaczy pewność obecności Boga w dziejach, także i dziś. Jest to obecność, przynosząca życie i zbawienie, która otwiera nas na przyszłość z Nim, dla pełni życia, która nie zazna zmierzchu. Dziękuję.

czwartek, 17 stycznia 2013

Chrystus Pośrednikiem i Pełnią całego Objawienia


Drodzy Bracia i Siostry,

II Sobór Watykański w Konstytucji dogmatycznej o Objawieniu Bożym mówi, że najgłębsza prawda o Bogu i o zbawieniu człowieka jaśnieje nam „w Chrystusie, który jest zarazem Pośrednikiem i Pełnią całego Objawienia” (n. 2). Stary Testament opowiada nam, jak Bóg po stworzeniu, pomimo grzechu pierworodnego, pomimo arogancji człowieka, który chce zająć miejsce swego Stwórcy, daje na nowo możliwość swojej przyjaźni, zwłaszcza przez przymierze z Abrahamem i drogę małego narodu, Izraela, który wybiera nie na podstawie kryteriów mocy doczesnej, ale najzwyczajniej z miłości. Jest to wybór, który pozostaje tajemnicą i ujawnia styl Boga, który powołuje niektórych, nie po to, aby wykluczać innych, ale dlatego, aby stanowili pomost w doprowadzeniu do Niego. Zawsze jest to wybranie dla drugiego, dla innych. W historii Izraela możemy prześledzić etapy długiej drogi, podczas której Bóg daje się poznać, objawia się, wkracza w historię w słowach i czynach. W dziele tym posługuje się On pośrednikami, jak Mojżesz, prorocy, sędziowie, przekazującymi ludowi Jego wolę, przypominając o konieczności wierności przymierzu i utrzymującymi żywe oczekiwanie pełnej i ostatecznej realizacji Bożych obietnic.

Właśnie realizację tych obietnic rozważaliśmy w Bożym Narodzeniu: objawienie Boże osiąga w nim swój szczyt, swoją pełnię. W Jezusie z Nazaretu Bóg nawiedza swój lud, nawiedza ludzkość w sposób, który wykracza poza wszelkie oczekiwania: posyła swego Jednorodzonego Syna, który stał się człowiekiem. Jezus nie mówi nam czegoś o Bogu, nie mówić jedynie o Ojcu, ale objawia oblicze Boga. W Prologu swej Ewangelii, Jan pisze: „Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, [o Nim] pouczył” (J 1,18).

Chciałbym się zatrzymać na tym „objawianiu oblicza Boga”. Pod tym względem św. Jan w swojej Ewangelii przytacza znaczący fakt, o którym teraz usłyszeliśmy. Wraz z przybliżaniem się Męki, Jezus dodaje otuchy swoim uczniom, zachęcając ich, aby się nie bali i wierzyli. Następnie nawiązuje z nimi dialog, w którym mówi o Bogu Ojcu. W pewnym momencie apostoł Filip prosi Jezusa: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”. Filip jest bardzo praktyczny i konkretny:. Mówi o tym, o czym także i my chcielibyśmy powiedzieć: chcemy widzieć Ojca, prosi, aby mógł „zobaczyć” Ojca, zobaczyć Jego oblicze. Odpowiedź Jezusa, skierowana nie tylko do Filipa, ale także i do nas wprowadza nas w istotę chrystologicznej wiary Kościoła. Stwierdza On: „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14, 2-9). W wyrażeniu tym zawarta jest syntetycznie nowość Nowego Testamentu, ta nowość, która pojawiła się w grocie betlejemskiej: Boga można zobaczyć, Bóg ukazał swoje oblicze, można Go widzieć w Jezusie Chrystusie.

W całym Starym Testamencie bardzo obecny jest temat „poszukiwania oblicza Boga”, pragnienie poznania tak że hebrajski termin pānîm oznaczający „oblicze” pojawia się co najmniej 400 razy, z których 100 odnosi się do Boga. Dzieje się tak pomimo, iż religia żydowska całkowicie zakazując obrazów – ponieważ Boga nie można przedstawić – w przeciwieństwie do narodów sąsiednich, które czciły bożków. Tak więc zakazując obrazów Stary Testament wydaje się całkowicie wykluczyć z kultu i pobożności „widzenie”. Cóż więc oznacza dla Izraelity poszukiwanie oblicza Boga? Jest to ważne pytanie: z jednej strony pragnie się powiedzieć, że Boga nie można redukować do jakiegoś przedmiotu, do jakiegoś obrazu, który można wziąć do ręki, nie można również umieszczać czegoś w miejsce Boga; z drugiej jednak strony, stwierdza się, że Bóg ma oblicze, to znaczy jest „Ty” , które może nawiązać relację, które nie jest zamknięte w swoim niebie spoglądając na ludzkość z wysoka. Bóg z pewnością przewyższa wszelkie rzeczy, ale zwraca się do nas, słucha nas, widzi, mówi, zawiera przymierze, potrafi miłować. Historia zbawienia jest historią tej relacji Boga, który stopniowo objawia się człowiekowi, który pozwala siebie poznać. poznać swoje oblicze.

Właśnie na początku roku, 1 stycznia, wysłuchaliśmy w liturgii przepięknej modlitwy-błogosławieństwa nad ludem: „Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem” (Lb 6,24- 26). Blask Bożego oblicza jest źródłem życia, jest tym, co pozwala widzieć rzeczywistość; światło Jego oblicza jest przewodnikiem życia. W Starym Testamencie istnieje postać z którą w sposób bardzo szczególny związany jest temat „oblicza Boga”. Chodzi o Mojżesza, którego Bóg wybrał, aby wyzwolić lud z niewoli egipskiej, aby dać mu Prawo przymierza i poprowadzić go do Ziemi Obiecanej. Tak więc w 33 rozdziale Księgi Wyjścia mowa jest o tym, że Mojżesz miał bliskie i zażyłe relacje z Bogiem: „Pan rozmawiał z Mojżeszem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem” (w.11). Na mocy tej zażyłości Mojżesz prosi Boga: „Spraw, abym ujrzał Twoją chwałę!”, zaś Bóg jasno odpowiada: „Ja ukażę ci mój majestat i ogłoszę przed tobą imię Pana...Nie będziesz mógł oglądać mojego oblicza, gdyż żaden człowiek nie może oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu....Oto miejsce obok Mnie...ujrzysz Mnie z tyłu, lecz oblicza mojego tobie nie ukażę” (ww.18-23). Z jednej strony, istnieje więc dialog twarzą w twarz, jak między przyjaciółmi, ale z drugiej nie jest możliwe, aby w tym życiu oglądać oblicze Boga, który pozostaje ukryty: widzenie jest ograniczone. W końcu za Bogiem można jedynie iść, widząc Go z tyłu.

Coś zupełnie nowego zachodzi jednakże wraz z Wcieleniem. Dochodzi do niewyobrażalnego przełomu w poszukiwaniu oblicza Boga, gdyż można je teraz widzieć: jest to oblicze Jezusa, Syna Bożego, który stał się człowiekiem. W Nim wypełnia się droga objawienia Boga rozpoczęta wraz z powołaniem Abrahama. On jest pełnią tego objawienia, gdyż jest Synem Boga, a zarazem „Pośrednikiem i Pełnią całego objawienia” (Konstytucja dogmatyczna. Dei Verbum, 2), w Nim zbiegają się treść objawienia i Ten, który objawia. Jezus ukazuje nam oblicze Boga i pozwala nam poznać imię Boga. W modlitwie arcykapłańskiej, podczas Ostatniej Wieczerzy mówi On do Ojca: „Objawiłem imię Twoje ludziom... objawiłem im Twoje imię” (J 17, 6.26). Wyrażenie „imię Boga” oznacza Boga jako Tego, który jest obecny wśród ludzi. Mojżeszowi przy płonącym krzewie Bóg objawił swoje imię, pozwolił, aby można Go było przyzywać, dał konkretny znak swego „bycia” między ludźmi. Wszystko to znajduje w Jezusie swoje spełnienie i pełnię: rozpoczyna On nowy sposób obecności Boga w historii, ponieważ ten, kto Jego widzi, widzi także i Ojca, jak mówi Filipowi (por. J 14,9). Chrześcijaństwo – stwierdza św. Bernard „jest religią Słowa Bożego”; jednakże nie „słowa spisanego i milczącego, ale Słowa Wcielonego i żywego” (Św. Bernard z Clairvaux, Homilia super missus est, 4, 11: PL 183, 86 B.) W tradycji patrystycznej i średniowiecznej używa się szczególnej formuły, aby wyrazić tę rzeczywistość: Jezus jest Verbum abbreviatum (por. Rz 9,28, odniesione do Iz 10,23), jest Słowem krótkim, skróconym i istotnym Ojca, które nam wszystko powiedziało o Ojcu, w Jezusie obecne jest całe Słowo.

W Jezusie swoją pełnię znajduje także pośrednictwo między Bogiem a człowiekiem. W Starym Testamencie istnieje cała rzesza osób, które pełniły tę funkcję, zwłaszcza Mojżesz, wyzwoliciel, przewodnik, „pośrednik” przymierza, jak go określa Nowy Testament (por. Gal 3,19; Dz 7,35; J 1, 17). Jezus, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek nie jest zwyczajnie jednym z pośredników między Bogiem a człowiekiem, lecz „Pośrednikiem” nowego i wiecznego przymierza (por. Hbr 8:6; 9,15; 12, 24); „Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus” – stwierdza św. Paweł (1Tm 2,5; por. Gal 3,19-20). W Nim widzimy i spotkamy Ojca; w Nim możemy przyzywać Boga jako „Abbà, Ojcze”; w Nim jest nam dane zbawienie. Każdy człowiek, także ateista ma wrodzone pragnienie rzeczywistego poznania Boga, to znaczy oglądania oblicza Boga. W nas istnieje świadome pragnienie, by widzieć zwyczajnie kim jest Ten, Który jest, Który jest dla nas. Ale pragnienie to wypełnia się, kiedy idziemy za Chrystusem. W ten sposób widzimy Boga z tyłu a wreszcie Boga jako przyjaciela, Jego oblicze, w obliczu Chrystusa. Ważne, abyśmy szli za Chrystusem nie tylko wówczas, kiedy Go potrzebujemy, kiedy znajdujemy trochę czasu pośród tysiąca codziennych zajęć, ale całym naszym życiem jako takim.

Jeśli chcemy widzieć oblicze Boga, to oblicze, które nadaje sens, solidność i pogodę ducha naszej drodze życiowej, musimy iść za Chrystusem, ale nie tylko wówczas, gdy Go potrzebujemy, kiedy znajdujemy czas pośród tysiąca codziennych zajęć. Cała nasza egzystencja powinna być ukierunkowana na spotkanie z Nim, na miłość wobec Niego. Centralne w niej miejsce powinna mieć także miłość bliźniego, ta miłość, która w świetle krzyża pozwala nam rozpoznać oblicze Jezusa w ubogim, słabym, cierpiącym. Jest to możliwe tylko wówczas, gdy prawdziwe oblicze Jezusa staje się nam bliskie w słuchaniu Jego Słowa. W wewnętrznej rozmowie, w wejściu w to Słowo prawdziwie je spotykamy i oczywiście w tajemnicy Eucharystii. W Ewangelii św. Łukasza znamienny jest fragment mówiący o dwóch uczniach zmierzających do Emaus, którzy rozpoznali Jezusa przy łamaniu chleba. Byli oni jednak przygotowani przez wspólną z Nim drogę, przez skierowaną do Niego prośbę, aby z nimi pozostał, przez dialog, który sprawił, że pałało w nich serce. W ten sposób w końcu widzą Jezusa. Także dla nas Eucharystia przygotowana przez życie w dialogu z Jezusem jest wielką szkołą, w której uczymy się dostrzegania oblicza Boga, wkraczamy w bezpośrednią relację z Nim a równocześnie uczymy się kierowania spojrzenia ku ostatecznemu wydarzeniu dziejów, kiedy nasyci nas On światłem swego oblicza. Na ziemi zmierzamy ku tej pełni, oczekując, że zrealizuje się Królestwo Boże. Dziękuję.

środa, 9 stycznia 2013

Wcielenie Boga w Chrystusie pozwala nam być naprawdę dziećmi Bożymi



Drodzy Bracia i Siostry,

W przeżywanym obecnie okresie Bożego Narodzenia zastanawiamy raz jeszcze nad wielką tajemnicą Boga, który zstąpił z nieba, aby przyjąć nasze ciało. W Jezusie Bóg przyjął ciało, stał się człowiekiem takim, jak my i w ten sposób otworzył nam drogę do swojego nieba, do pełnej komunii z Nim.

W tych dniach wiele razy zabrzmiało w naszych kościołach określenie „Wcielenie” Boga, aby wyrazić to, co świętujemy w Bożym Narodzeniu: Syn Boży stał się człowiekiem, jak mówimy odmawiając nasze Credo. Co oznacza to centralne słowo dla wiary chrześcijańskiej? Pochodzi z łacińskiego „incarnatio”. Święty Ignacy Antiocheński, pod koniec pierwszego wieku, a zwłaszcza święty Ireneusz używali tego terminu zastanawiając się nad Prologiem Ewangelii św. Jana, a zwłaszcza nad wyrażeniem „Słowo stało się ciałem” (J 1,14). Tutaj słowo „ciało” wskazuje człowieka w jego pełni, właśnie w aspekcie jego przemijania i czasowości, jego ubóstwa i przypadkowości. Ma to nam powiedzieć, że zbawienie przyniesione przez Boga, który stał się ciałem w Jezusie z Nazaretu dotyka człowieka w jego konkretnej rzeczywistości i niezależnie od sytuacji w jakiej się znajduje. Bóg przyjął ludzką kondycję, aby ją uzdrowić od tego wszystkiego, co nas od Niego oddziela, aby nam pozwolić nazywać Go w jego Jednorodzonym Synu „Abba, Ojcze” i być naprawdę Jego dziećmi. Święty Ireneusz mówi: „Taka jest racja, dla której Słowo stało się człowiekiem, Syn Boży Synem Człowieczym: aby człowiek, jednocząc się ze Słowem i przyjmując w ten sposób synostwo Boże, stał się synem Bożym” (Adversus haereses, III, 19, 1: PG 7, 939; por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 460).

„Słowo stało się ciałem” jest jedną z tych prawd, do których tak się przyzwyczailiśmy, że niemal już nas nie uderza wielkość wydarzenia, jaką ona wyraża. I rzeczywiście w tym okresie Bożego Narodzenia, w którym często wyrażenie to powraca w liturgii, czasami większą uwagę zwracamy na aspekty zewnętrzne, na „barwy” święta, niż na istotę obchodzonej przez nas wielkiej nowości chrześcijańskiej: coś absolutnie nie do pomyślenia, czego dokonać mógł tylko Bóg i w co możemy wejść jedynie z wiarą. Logos, który jest u Boga, Logos, który jest Bogiem (por. J 1,1), Stwórca świata, dla którego zostały stworzone wszystkie rzeczy (J 1,3), który swoim światłem towarzyszył ludziom na przestrzeni dziejów (por 1,4-5; 1,9), staje się ciałem i zamieszkuje między nami, staje się jednym z nas (por 1,14). Sobór Watykański II mówi: „Syn Boży...ludzkimi rękami wykonywał pracę, ludzkim umysłem myślał, ludzką wolą działał, ludzkim sercem kochał. Zrodzony z Maryi Dziewicy, stał się prawdziwie jednym z nas, podobny do nas we wszystkim, z wyjątkiem grzechu” (Konst. Gaudium et spes, 22). Ważne jest więc odzyskanie zadziwienia w obliczu tajemnicy, pozwolenie objęcia się wielkością tego wydarzenia: Bóg jako człowiek przemierzył nasze drogi, wkraczając w czas człowieka, aby nam przekazać swoje życie wewnętrzne (por. J 1, 1-4). Uczynił to nie z przepychem władcy, który podporządkowuje świat swoją władzą, ale z pokorą dziecka.

Chciałbym zwrócić uwagę na drugi element. W Boże Narodzenie w gronie najbliższych osób zazwyczaj obdarzamy siebie nawzajem prezentami. Czasami może to być gest konwencjonalny, ale zazwyczaj wyraża uczucia, jest znakiem miłości i szacunku. W modlitwie nad darami Mszy świętej o świcie uroczystości Bożego Narodzenia Kościół modli się w następujący sposób: „Przyjmij, Ojcze, naszą ofiarę w tę noc światłości i przez tę tajemniczą wymianę darów przemień nas w Chrystusa, Twojego Syna, który wyniósł człowieka obok Ciebie w chwale”. Myśl daru znajduje się w centrum liturgii i uświadamia nam pierwotny dar Bożego Narodzenia: w tę świętą noc, Bóg stając się ciałem, zechciał stać się darem dla ludzi, dał nam samego siebie; przyjął nasze człowieczeństwo, aby obdarzyć nas swoim bóstwem. To właśnie jest wielkim darem. Także w naszym dawaniu nie jest ważne, czy nasz prezent jest mniej czy bardziej drogi. Ten kto nie potrafi dać trochę siebie, zawsze daje zbyt mało. Wręcz przeciwnie niekiedy usiłuje się zastąpić serce i trud daru samego siebie pieniądzem, rzeczami materialnymi. Tajemnica Wcielenia zamierza wskazać, że Bóg tak nie uczynił: nie dał byle czego, ale dał siebie samego w swoim Jednorodzonym Synu. Znajdujemy tu wzór naszego dawania, aby nasze relacje, zwłaszcza tej najważniejsze zawsze kierowały się bezinteresownością i miłością. 

Chciałbym zaproponować trzecią myśl: fakt Wcielenia, Boga, który staje się człowiekiem, tak jak my, pokazuje nam niespotykany realizm Bożej miłości. Działanie Boga, w istocie nie ogranicza się do słów, przeciwnie, możemy powiedzieć, że nie zadowala się mówieniem, ale zanurza się w naszą historię i bierze na siebie trud i ciężar ludzkiego życia. Syn Boży stał się naprawdę człowiekiem, narodził się z Dziewicy Maryi, w określonym czasie i miejscu, w Betlejem za panowania cesarza Augusta, gdy wielkorządcą był Kwiryniusz (por. Łk 2,1-2). Wzrastał w pewnej rodzinie, miał przyjaciół, utworzył grupę uczniów, pouczył Apostołów, aby kontynuowali Jego misję, ukończył bieg swego życia ziemskiego na krzyżu. Ten sposób działania Boga jest silnym bodźcem, byśmy postawili sobie pytanie o realizm naszej wiary, która nie może być ograniczona do sfery uczuć, emocji, ale musi wejść w konkret życia, musi dotykać naszego codziennego życia i ukierunkowywać je także w sposób praktyczny. Bóg nie zatrzymał się na słowach, ale wskazał nam, jak trzeba żyć, dzieląc nasze doświadczenie, za wyjątkiem grzechu. Katechizm św. Piusa X, którego niektórzy z nas uczyli się jako dzieci, ze swą zwięzłością na pytanie: „Co należy czynić, aby żyć według woli Bożej?”, daje następującą odpowiedź: „Aby żyć według woli Bożej musimy wierzyć w prawdy przez Boga objawione i przestrzegać Jego przykazań, dzięki Jego łasce, którą otrzymujemy przez sakramenty i modlitwę”. Wiara posiada pewien aspekt fundamentalny, dotyczy nie tylko umysłu i serca, ale całego naszego życia. 

Chciałbym jeszcze zaproponować, abyśmy zastanowili się nad ostatnim elementem. Święty Jan mówi, że Słowo, Logos było od początku u Boga, i że wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało (J 1,1-3). Ewangelista wyraźnie nawiązuje do opisu stworzenia, znajdującego się w pierwszych rozdziałach Księgi Rodzaju i odczytuje go na nowo w świetle Chrystusa. Jest to podstawowe kryterium chrześcijańskiego odczytania Biblii: Stary i Nowy Testament zawsze należy czytać razem, a wychodząc od Nowego ujawnia się najgłębszy sens również Starego Testamentu. To samo Słowo, które istnieje od zawsze u Boga, które samo jest Bogiem, i przez Którego i dla Którego wszystko zostało stworzone (Kol 1, 16-17), stało się człowiekiem. Bóg odwieczny i nieskończony zanurzał się w ludzkiej ograniczoności, w swoim stworzeniu, aby doprowadzić człowieka i całe stworzenie do Niego. Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza: „Pierwsze stworzenie odnajduje swój sens i swój szczyt w nowym stworzeniu w Chrystusie, którego blask przekracza pierwsze stworzenie” (n.349). Ojcowie Kościoła porównywali Jezusa z Adamem, tak bardzo, że określali Go „drugim Adamem”, lub ostatecznym Adamem, doskonałym obrazem Boga. Wraz z Wcieleniem Syna Bożego zachodzi nowe stworzenie, dające pełną odpowiedź na pytanie „Kim jest człowiek?”. Jedynie w Jezusie objawia się w pełni Boży plan wobec istoty ludzkiej: jest On definitywnym człowiekiem według Boga. Z mocą podkreśla to II Sobór Watykański: „W istocie misterium człowieka wyjaśnia się prawdziwie jedynie w misterium Słowa Wcielonego...Chrystus, nowy Adam, właśnie w objawieniu tajemnicy Ojca i Jego miłości objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi i odsłania przed nim jego najwyższe powołanie” (Konst. Gaudium et spes, 22;. por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 359). W tym dziecku, Synu Bożym rozważanym w Bożym Narodzeniu, możemy rozpoznać prawdziwe oblicze istoty ludzkiej; i tylko otwierając się na działanie Jego łaski i starając się iść za Nim każdego dnia wypełniamy plan Boga względem nas, względem każdego z nas. 

Drodzy przyjaciele, rozważajmy w tym okresie wielkie i wspaniałe bogactwo tajemnicy Wcielenia, by pozwolić, aby Pan nas oświecił i przemieniał coraz bardziej na obraz swego Syna, który dla nas stał się człowiekiem. Dziękuję.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Bóg jest twórcą ładu i pokoju na świecie



Ekscelencje, Panie i Panowie!


Jak zawsze na początku każdego nowego roku, z radością witam Państwa, szanowni Członkowie korpusu dyplomatycznego akredytowanego przy Stolicy Apostolskiej i chcę skierować do was moje osobiste pozdrowienia i życzenia. Chętnie nimi obejmuję drogie narody, które reprezentujecie, zapewniając o mojej stałej pamięci i o mej modlitwie. Jestem szczególnie wdzięczny dziekanowi, ambasadorowi Alejandro Valladaresowi Lanzy oraz wicedziekanowi, ambasadorowi Jean-Claude Michelowi za skierowane do mnie w waszym imieniu słowa pełne szacunku. W sposób szczególny pragnę z kolei pozdrowić tych, którzy po raz pierwszy biorą udział w tym spotkaniu. Wasza obecność jest wymownym i cennym znakiem owocnych relacji, jakie Kościół katolicki utrzymuje w całym świecie z władzami cywilnymi. Chodzi o dialog, który troszczy się o integralne, duchowe i materialne dobro każdego człowieka i dąży do wspierania wszędzie jego transcendentnej godności. Jak powiedziałem w moim przemówieniu na ostatnim publicznym konsystorzu zwyczajnym dla kreowania nowych kardynałów, „Kościół, od samego swego początku ukierunkowany jest na kat’holon, obejmuje cały wszechświat”, a wraz z nim każdy lud, kulturę i tradycję. Ukierunkowanie to nie stanowi ingerencji w życie różnych społeczeństw, lecz służy raczej oświeceniu prawych sumień ich obywateli i zachęceniu ich do pracy na rzecz dobra każdej osoby i rozwoju rodzaju ludzkiego. W tej właśnie perspektywie oraz aby sprzyjać owocnej współpracy między Kościołem a państwem w służbie dobra wspólnego, w minionym roku podpisano dwustronne umowy między Stolicą Apostolską a Burundi oraz Gwineą Równikową, jak również ratyfikowano umowę z Czarnogórą. W tym samym duchu Stolica Apostolska uczestniczy w pracach różnych organizacji i instytucji międzynarodowych. W związku z tym cieszę się, że w grudniu ubiegłego roku przyjęty został jej wniosek, by stała się pozaregionalnym obserwatorem Systemu Integracji Środkowoamerykańskiej, także ze względu na wkład, jaki Kościół katolicki wnosi w wiele dziedzin życia społecznego tego regionu. Wizyty poszczególnych szefów państw i rządów, które przyjąłem w minionym roku, a także niezapomniane podróże apostolskie do Meksyku, na Kubę i do Libanu były szczególnymi okazjami, by umocnić zaangażowanie obywatelskie chrześcijan tych krajów, a także aby promować godność osoby ludzkiej i podstawy pokoju.

Miło mi w tym miejscu wspomnieć również o cennej pracy wykonywanej przez przedstawicieli papieskich w nieustannym dialogu z waszymi rządami. Chciałbym szczególnie przypomnieć szacunek, jakim cieszył się abp Ambrose Madtha, nuncjusz apostolski w Republice Wybrzeża Kości Słoniowej, który przed miesiącem zginął tragicznie w wypadku drogowym, wraz z towarzyszącym mu kierowcą.

Panie i Panowie Ambasadorowie!

Ewangelia Łukasza opowiada, że w noc Bożego Narodzenia pasterze usłyszeli chóry aniołów, którzy wychwalali Boga i prosili o pokój dla ludzkości. Ewangelista podkreśla w ten sposób ścisły związek między Bogiem a żarliwym pragnieniem poznania prawdy, pełnienia sprawiedliwości i życia w pokoju, jakie żywi człowiek każdej epoki (por. bł. Jan XXIII, „Pacem in terris”: AAS 55 (1963), 257). Dzisiaj jesteśmy niekiedy skłonni myśleć, że prawda, sprawiedliwość i pokój są utopią i że nawzajem się wykluczają. Niemożliwe wydaje się poznanie prawdy, a wysiłki, aby ją potwierdzić zdają się często prowadzić do przemocy. Z drugiej strony, zgodnie z powszechną obecnie koncepcją, zaangażowanie na rzecz pokoju polega jedynie na poszukiwaniu kompromisów, które zapewniłyby współistnienie między narodami lub między obywatelami w obrębie danego kraju. Natomiast w perspektywie chrześcijańskiej istnieje ścisły związek między wielbieniem Boga a pokojem między ludźmi na ziemi. Dlatego pokój nie pochodzi jedynie z ludzkiego wysiłku, lecz wypływa z miłości samego Boga. I to właśnie zapominanie o Bogu, a nie Jego uwielbienie, rodzi przemoc. Kiedy bowiem zaniecha się odwołania do prawdy obiektywnej i transcendentnej, jak można prowadzić autentyczny dialog? Jak można w tym przypadku uniknąć, aby przemoc, jawna lub ukryta, nie stała się ostateczną normą relacji międzyludzkich? W rzeczywistości bez otwarcia na transcendencję człowiek łatwo pada łupem relatywizmu, a następnie trudno mu działać w zgodzie ze sprawiedliwością i zaangażować się na rzecz pokoju.

Z przejawami zapomnienia o Bogu możemy powiązać te, które wynikają z nieznajomości Jego prawdziwego oblicza, będącej przyczyną szkodliwego fanatyzmu na tle religijnym, który również w roku 2012 przyniósł ofiary w niektórych reprezentowanych tutaj krajach. Jak już powiedziałem, chodzi tu o zafałszowanie samej religii, podczas gdy dąży ona do pojednania człowieka z Bogiem, do oświecenia i oczyszczenia sumień oraz do wyraźnego ukazania, że każdy człowiek jest obrazem Stwórcy. Tak więc jeśli uwielbienie Boga i pokój na ziemi są ściśle ze sobą powiązane, to wydaje się oczywiste, że pokój jest zarówno darem Boga jak i zadaniem człowieka, gdyż wymaga jego swobodnej i świadomej odpowiedzi.

Z tego względu zechciałem dorocznemu Orędziu na Światowy Dzień Pokoju nadać tytuł: „Błogosławieni pokój czyniący”. To przede wszystkim na władzach cywilnych i politycznych spoczywa poważna odpowiedzialność, by działać na rzecz pokoju. One jako pierwsze są wezwane do rozwiązywania licznych konfliktów, które wciąż wykrwawiają ludzkość, począwszy od tego regionu uprzywilejowanego w planie Boga, jakim jest Bliski Wschód. Myślę przede wszystkim o Syrii, rozdzieranej przez nieustanne masakry i będącej areną straszliwych cierpień ludności cywilnej. Ponawiam swój apel o złożenie broni i o to, aby jak najszybciej przeważył konstruktywny dialog kładący kres konfliktowi, w którym nie będzie zwycięzców, a jedynie zwyciężeni, jeśli wciąż będzie trwał pozostawiając za sobą jedynie ruiny. Pozwólcie Panie i Panowie Ambasadorzy, że zwrócę się do Was z prośbą, byście nie przestawali uwrażliwiać wasze Władze, aby jak najszybciej była dostarczona niezbędna pomoc w celu opanowania poważnej sytuacji humanitarnej. Z baczną uwagą spoglądam następnie ku Ziemi Świętej. W ślad za uznaniem Palestyny za nieczłonkowskie państwo-obserwatora Organizacji Narodów Zjednoczonych ponawiam życzenie, aby przy wsparciu wspólnoty międzynarodowej Izraelczycy i Palestyńczycy, w ramach dwóch suwerennych państw, podjęli pokojowe współistnienie, w którym będzie chronione i zapewnione poszanowanie sprawiedliwości i uzasadnionych dążeń obojga narodów. Jerozolimo, stań się tym, co oznacza twoje imię! Miastem pokoju, a nie podziału; proroctwem królestwa Bożego, a nie przesłaniem niestabilności i niezgody!

Zwracając następnie swą myśl ku drogim mieszkańcom Iraku, życzę, aby podążali oni drogą pojednania, aby osiągnąć upragnioną stabilność.

Libanowi – gdzie we wrześniu ubiegłego roku poznałem różne tworzące go wspólnoty – życzę, aby wszyscy dbali o wielość tradycji religijnych jako prawdziwe bogactwo dla kraju, a także dla całego regionu, oraz aby chrześcijanie dawali skuteczne świadectwo na rzecz budowy pokojowej przyszłości ze wszystkimi ludźmi dobrej woli!

Również w Afryce Północnej priorytetem jest współpraca wszystkich elementów składowych społeczeństwa. Każdemu z nich musi być zagwarantowane pełne prawo obywatelstwa, swoboda publicznego wyznawania swojej religii i możliwość wnoszenia wkładu do dobra wspólnego. Zapewniam wszystkich Egipcjan o mojej bliskości i modlitwie, w tym okresie, kiedy zaczynają działać nowe instytucje.

Zwracając spojrzenie ku Afryce subsaharyjskiej, zachęcam do podejmowania wysiłków na rzecz budowania pokoju, zwłaszcza tam, gdzie nadal są otwarte rany wojen i gdzie ciążą poważne konsekwencje humanitarne. Myślę szczególnie o regionie Wschodniego Rogu Afryki, jak również wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga, gdzie na nowo ożyła przemoc, zmuszając wiele osób do porzucenia swych domów, rodzin i środowiska życia. Jednocześnie nie mogę pominąć milczeniem innych zagrożeń pojawiających się na horyzoncie. W regularnych odstępach czasu Nigeria staje się areną zamachów terrorystycznych, pociągających za sobą ofiary, zwłaszcza wśród chrześcijan zgromadzonych na modlitwie, jak gdyby nienawiść chciała przekształcić świątynie modlitwy i pokoju w tyle ośrodków strachu i podziału. Odczułem wielki smutek dowiedziawszy się, że właśnie w dniach, kiedy świętujemy Boże Narodzenie, w barbarzyński sposób zostali zamordowani chrześcijanie. Również Mali jest rozdzierane przez przemoc i naznaczone głębokim kryzysem instytucjonalnym i społecznym, który powinien wzbudzić skuteczną uwagę wspólnoty międzynarodowej. Republice Środkowej Afryki życzę, aby rozmowy zapowiedziane na nadchodzące dni przyniosły stabilność i uchroniły ludność przed przeżywaniem okropności wojny domowej.

Pokój buduje się wciąż na nowo przez ochronę człowieka i jego praw podstawowych. Zadanie to, nawet jeśli jest prowadzone na różne sposoby i z różną intensywnością, stanowi wyzwanie dla wszystkich krajów i nieustannie musi być inspirowane transcendentną godnością osoby ludzkiej i zasadami wpisanymi w jej naturę. Na pierwszym miejscu wśród nich znajduje się poszanowanie życia ludzkiego na wszystkich jego etapach. W tym kontekście cieszę się, że w styczniu ubiegłego roku rezolucja Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy wezwała do zakazu eutanazji, rozumianej jako umyślne uśmiercenie – poprzez działanie lub zaniechanie działania – istoty ludzkiej, której życie zależy od innych. Jednocześnie zauważam ze smutkiem, że w różnych krajach, nawet o tradycji chrześcijańskiej, podjęto działania na rzecz wprowadzenia lub poszerzenia ustawodawstwa depenalizującego i liberalizującego aborcję. Bezpośrednia aborcja, to znaczy chciana jako cel czy też jako środek, jest głęboko sprzeczna z prawem moralnym. Stwierdzając to Kościół katolicki nie okazuje braku zrozumienia i życzliwości, także wobec matki. Chodzi raczej o czuwanie, aby nie doszło do niesprawiedliwego naruszenia przez prawo równowagi między prawem do życia matki i mającego urodzić się dziecka, gdyż przysługuje ono w równy sposób obojgu. W tym względzie źródłem niepokoju jest również niedawne orzeczenie Międzyamerykańskiego Trybunału Praw Człowieka dotyczące zapłodnienia in vitro, które w sposób arbitralny przedefiniowuje moment poczęcia i osłabia obronę życia przed narodzeniem.

Niestety, zwłaszcza na Zachodzie, istnieje wiele dwuznaczności, co do znaczenia praw człowieka i powiązanych z nimi obowiązków. Często myli się prawa z przesadnymi przejawami autonomii osoby, która staje się odniesieniem dla samej siebie i nie jest już otwarta na spotkanie z Bogiem oraz z innymi ludźmi, zamykając się w sobie samej i dążąc jednie do zaspokojenia własnych potrzeb. Tymczasem autentyczna obrona praw musi postrzegać człowieka w jego integralności osobowej i wspólnotowej.

Kontynuując naszą refleksję, warto zauważyć, że kolejnym uprzywilejowanym sposobem budowania pokoju jest edukacja. Uczy nas tego między innymi obecny kryzys gospodarczy i finansowy. Rozwinął się on, ponieważ nazbyt często zysk był stawiany na pierwszym miejscu, kosztem pracy, a gospodarka finansowa zaczęła zmierzać bez umiaru w stronę rozwoju sektora finansowego, a nie realnego. Trzeba więc ponownie odnaleźć sens pracy i proporcjonalnego do niej zysku. Dobrze jest w tym celu uczyć nieulegania pokusom osiągnięcia korzyści prywatnych i krótkoterminowych, aby zmierzać raczej ku dobru wspólnemu. Istnieje ponadto pilna potrzeba formowania przywódców, którzy w przyszłości pokierują krajowymi i międzynarodowymi instytucjami publicznymi (por. Orędzie na 46 Światowy Dzień Pokoju, 8 grudnia 2012, n. 6). Także Unia Europejska potrzebuje dalekowzrocznych i wykwalifikowanych przedstawicieli, by móc dokonać trudnych wyborów, koniecznych do przywrócenia właściwej kondycji gospodarki i położenia solidnych fundamentów jej dalszego rozwoju. Być może w pojedynkę niektóre kraje mogą szybciej ruszyć naprzód, ale wspólnie z pewnością wszyscy zajdą dalej! O ile zróżnicowanie pomiędzy poszczególnymi wskaźnikami finansowymi może niepokoić, o tyle rosnąca przepaść pomiędzy nieliczną grupą stale bogacących się, a wielką liczbą coraz uboższych, powinna budzić poważne obawy. Jednym słowem, chodzi o to, by nie przyzwalać na zróżnicowanie dobrobytu społecznego, gdy zwalcza się je w dziedzinie finansów.

Inwestowanie w edukację w krajach rozwijających się Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej oznacza pomaganie im w przezwyciężaniu ubóstwa i chorób, a także we wprowadzaniu systemów prawa sprawiedliwego i szanującego ludzką godność. Oczywiście do zaprowadzania sprawiedliwości nie wystarczają dobre modele gospodarcze, choć są one potrzebne. Sprawiedliwość jest urzeczywistniana tylko wówczas, gdy istnieją sprawiedliwi ludzie! Budowanie pokoju oznacza zatem wychowywanie jednostek do zwalczania korupcji, przestępczości, produkcji i handlu narkotykami, a także wystrzegania się podziałów i napięć, które grożą wyczerpaniem społeczeństwa, krępując jego rozwój i pokojowe współistnienie.

Kontynuując nasze dzisiejsze spotkanie chciałbym dodać, że pokój społeczny jest także zagrożony przez pewne zamachy na wolność religijną: niekiedy chodzi o marginalizowanie religii w życiu społecznym; w innych przypadkach o nietolerancję lub nawet przemoc wobec osób, symboli tożsamości i instytucji religijnych. Zdarza się również, że uniemożliwia się wierzącym – zwłaszcza chrześcijanom – wnoszenie wkładu w dobro wspólne za pośrednictwem ich instytucji edukacyjnych i opiekuńczych. Aby skutecznie zapewnić korzystanie z wolności religijnej, trzeba też szanować prawo do sprzeciwu sumienia. Owa „granica” wolności dotyczy bardzo ważnych zasad o charakterze etycznym i religijnym, zakorzenionych w samej godności osoby ludzkiej. Są one jakby „ścianami nośnymi” wszystkich społeczeństw, które pragną być prawdziwie wolne i demokratyczne. Dlatego zakaz indywidualnego lub instytucjonalnego sprzeciwu sumienia, w imię wolności i pluralizmu, paradoksalnie i przeciwnie prowadziłby do nietolerancji i przymusowej niwelacji.

Ponadto w świecie, w którym jest coraz mniej ograniczeń, budowanie pokoju przez dialog nie jest wyborem, lecz koniecznością! W tej perspektywie podpisane w sierpniu ubiegłego roku przez przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski i Patriarchę Moskiewskiego Wspólne Przesłanie do Narodów Polski i Rosji jest mocnym znakiem danym przez wierzących na rzecz wspierania relacji między narodami rosyjskim i polskim. Pragnę również wspomnieć o niedawno zawartym porozumieniu pokojowym na Filipinach i podkreślić rolę dialogu między religiami dla pokojowego współistnienia w regionie Mindanao.


Ekscelencje, Panie i Panowie!

Na zakończenie encykliki „Pacem in terris”, której pięćdziesiątą rocznicę będziemy obchodzić w bieżącym roku, mój poprzednik, bł. Jan XXIII przypomniał, że „pokój jest pustym słowem”, jeśli nie jest ożywiany i połączony z miłosierdziem (AAS 55 (1963), 303). Tak więc jest ono w centrum działań dyplomatycznych Stolicy Apostolskiej, a przede wszystkim troski Następcy Piotra i całego Kościoła katolickiego. Miłosierdziem nie można zastąpić zanegowania sprawiedliwości, ale z drugiej strony sprawiedliwość nie uzupełnia odrzucenia miłosierdzia. Kościół codziennie praktykuje miłosierdzie w swoich dziełach pomocy, w tym w szpitalach i ambulatoriach, w swoich dziełach edukacyjnych, w tym w sierocińcach, szkołach, kolegiach, uniwersytetach, a także poprzez pomoc udzielaną ludziom znajdującym się w trudnej sytuacji, zwłaszcza podczas konfliktów i po ich zakończeniu. W imię miłosierdzia Kościół chce też być blisko wszystkich ludzi, którzy cierpią z powodu katastrof naturalnych. Myślę o ofiarach powodzi w południowo-wschodniej Azji i huraganu, który nawiedził wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych Ameryki. Myślę również o tych, którzy doświadczyli silnego trzęsienia ziemi, jakie zniszczyło niektóre regiony północnych Włoch. Jak Państwo wiecie, udałem się osobiście do tych miejsc, gdzie mogłem dostrzec żarliwe pragnienie odbudowy tego, co zostało zniszczone. Życzę, aby w tym momencie dziejów ów duch wytrwałości i wspólnej działalności ożywiał cały umiłowany naród włoski.

Kończąc nasze spotkanie, chciałbym przypomnieć, że na zakończenie Soboru Watykańskiego II, który rozpoczął się przed pięćdziesięciu laty, sługa Boży, papież Paweł VI skierował kilka orędzi, które są nadal aktualne, w tym jedno skierowane było do wszystkich rządzących. Zachęcał ich w następujących słowach: „Do was należy być na ziemi obrońcami ładu i pokoju między ludźmi. Lecz nie zapominajcie: to Bóg (...) [jest wspaniałym twórcą] ładu i pokoju na świecie” (Orędzie do rządzących, 8 grudnia 1965, n. 3). Dzisiaj powtarzam te słowa, składając wam osobiście, Panie i Panowie ambasadorowie i szanowni członkowie korpusu dyplomatycznego, waszym rodzinom i współpracownikom najserdeczniejsze życzenia na Nowy Rok. Dziękuję!

Ten, kto żyje wiarą Kościoła nie pasuje do poglądów naszych czasów



Drodzy bracia i siostry!

Dla wierzącego i modlącego się Kościoła Mędrcy ze Wschodu, którzy idąc za gwiazdą odnaleźli drogę do żłóbka w Betlejem, są jedynie początkiem wielkiej procesji przemierzającej historię. Z tego względu liturgia czyta Ewangelię, która mówi o drodze Mędrców wraz ze wspaniałymi wizjami proroczymi 60 rozdziału Księgi Izajasza i Psalmu 72, które ukazują w śmiałych obrazach pielgrzymkę narodów do Jerozolimy. Tak, jak pasterze, pierwsi goście u nowonarodzonego Dzieciątka w żłobie ucieleśniają ubogich Izraela i ogólnie rzecz biorąc wszystkie dusze pokorne żyjące wewnętrznie bardzo blisko z Jezusem, tak ludzie pochodzący ze Wschodu ucieleśniają świat narodów, Kościół pogan – ludzi którzy na przestrzeni wieków zmierzają ku Dzieciątku z Betlejem, czcząc w Nim Syna Bożego i oddają Mu pokłon. Kościół nazywa to święto „Epifanią” – Objawieniem się Boskości. Kiedy zwrócimy uwagę na fakt, że od samego początku ludzie różnego pochodzenia, wszystkich kontynentów, wszystkich różnorakich kultur, sposobów myślenia i życia byli i są na drodze do Chrystusa, to możemy naprawdę powiedzieć, że ta pielgrzymka i to spotkanie z Bogiem jako Dzieciątkiem jest ukazaniem się dobroci i życzliwości Boga wobec ludzi (por. Tt 3, 4).


Zgodnie z tradycją zapoczątkowaną przez błogosławionego Jana Pawła II obchodzimy święto Objawienia Pańskiego także jako dzień konsekracji biskupiej czterech kapłanów, którzy odtąd będą na różnych stanowiskach włączać się w posługę papieża na rzecz jedności jedynego Kościoła Jezusa Chrystusa, w wielości Kościołów partykularnych. Powiązanie między tymi święceniami biskupimi a tematem pielgrzymki narodów do Jezusa Chrystusa jest oczywiste. Zadaniem biskupa jest nie tylko podążanie w tej pielgrzymce wraz z innymi, ale przewodniczenie i wskazywanie drogi. Chciałbym jednak zastanowić się wraz z wami podczas tej liturgii nad bardziej konkretną kwestią. Na podstawie historii opowiedzianej przez Mateusza możemy z pewnością wyrobić sobie pewien obraz tego, jakiego typu ludźmi musieli być ci, którzy idąc za znakiem gwiazdy wyruszyli w drogę, żeby znaleźć króla, który miał ustanowić nowy rodzaj królestwa nie tylko dla Izraela, ale dla ludzkości. Jakim byli oni typem ludzi? Zapytajmy się również, czy pomimo różnicy czasów i zadań, wychodząc od nich można coś wyraźnie ukazać odnośnie tego, kim jest biskup i jak powinien on wypełniać swoją misję.


Ludzie, którzy wyruszyli wówczas w nieznane, byli niewątpliwie ludźmi niespokojnego serca. Ludźmi pobudzonymi niespokojnym poszukiwaniem Boga i zbawienia świata. Ludźmi oczekującymi, którzy nie zadowalali się swymi zabezpieczonymi dochodami i swoją całkiem imponującą pozycją społeczną. Poszukiwali czegoś więcej. Byli zapewne ludźmi wykształconymi, którzy wiele wiedzieli o gwiazdach i prawdopodobnie dysponowali także pewną formacją filozoficzną. Chcieli jednak nie tylko znać wiele rzeczy. Chcieli przede wszystkim znać to, co istotne. Chcieli wiedzieć, jak to się dzieje, że jest się człowiekiem. I właśnie dlatego chcieli wiedzieć, czy istnieje Bóg, gdzie i jak On jest. Czy troszczy się o nas i jak możemy Go spotkać. Chcieli nie tylko wiedzieć. Chcieli poznać prawdę o nas i o Bogu, o świecie. Ich pielgrzymka zewnętrzna była wyrazem ich podążania wewnętrznego, wewnętrznej pielgrzymki ich serc. Byli ludźmi szukającymi Boga i w ostateczności w drodze do Niego. Byli szukającymi Boga.


W ten sposób staje przed nami pytanie: jakim powinien człowiek, na którego nakładane są ręce podczas święceń biskupich w Kościele Jezusa Chrystusa? Możemy powiedzieć: musi on być nade wszystko człowiekiem, któremu zależy na Bogu, ponieważ tylko wówczas naprawdę zależy mu na ludziach. Możemy też powiedzieć odwrotnie: biskup powinien być człowiekiem, któremu ludzie leżą na sercu, którego nurtuje los ludzi. Musi on być człowiekiem dla innych. Może on jednak być naprawdę takim, tylko wówczas, kiedy jest człowiekiem przejętym Bogiem. Jeśli dla niego niepokój o Boga staje się niepokojem o Jego stworzenie, człowieka. Jak Mędrcy ze Wschodu, także i biskup nie może być kimś, kto wypełnia jedynie swoją pracę i nie chce nic więcej. Nie, on musi być przejęty niepokojem Boga o człowieka. Musi on niejako myśleć i współodczuwać z Bogiem. Jest nie tylko człowiekiem, który nosi w sobie konstytutywny niepokój wobec Boga, lecz ów niepokój jest współudziałem w niepokoju Boga o nas. Ponieważ Bóg niepokoi się o nas, idzie za nami aż do żłóbka, aż na krzyż. „Długoś szukał mnie znużony, Zbawił krzyżem umęczony, Niech ten trud nie będzie płony” – modli się Kościół w Dies irae. Niepokój człowieka o Boga i wypływający stąd niepokój Boga o człowieka nie mogą biskupowi dawać spokoju. O to chodzi, kiedy mówimy, że biskup musi być przede wszystkim człowiekiem wiary. Gdyż wiara to nic innego, jak być wewnętrznie dotkniętym przez Boga dotknięciem, które nas prowadzi po drodze życia. Wiara wprowadza nas w przejęcie się niepokojem Boga i czyni nas pielgrzymami, którzy są wewnętrznie w drodze ku prawdziwemu Królowi świata i ku Jego obietnicy sprawiedliwości, prawdy i miłości. W tej pielgrzymce biskup powinien przewodzić, to on powinien wskazywać ludziom drogę ku wierze, nadziei i miłości.


Wewnętrzna pielgrzymka wiary ku Bogu odbywa się głównie w modlitwie. Święty Augustyn powiedział kiedyś, że modlitwa jest w ostateczności niczym innym jak aktualizacją i radykalizacją naszej tęsknoty za Bogiem. W miejsce słowa, „tęsknota” moglibyśmy umieścić słowo, „niepokój” i powiedzieć, że modlitwa wyrywa nas z naszego fałszywego wygodnictwa, z naszego zamknięcia w rzeczywistości materialnej, widzialnej i przekazuje nam niepokój ku Bogu i właśnie w ten sposób czyni nas otwartymi i niespokojnymi jedni o drugich. Biskup jako pielgrzym Boga musi być nade wszystko człowiekiem modlącym się. Musi żyć w nieustannym kontakcie wewnętrznym z Bogiem; jego dusza musi być szeroko otwarta na Boga. Musi on zanosić do Boga potrzeby swoje i innych, a także swoje radości oraz radości innych, i tak na swój sposób nawiązać kontakt między Bogiem a światem, we wspólnocie z Chrystusem, aby Jego światło jaśniało w świecie.


Wróćmy do Mędrców ze Wschodu. Byli oni nade wszystko ludźmi odważnymi, ludźmi posiadającymi odwagę i pokorę wiary. Trzeba było odwagi, aby przyjąć znak gwiazdy jako nakaz wyruszenia, aby wyjść ku temu, co nieznane, niepewne, na drogi na których czaiło się sporo zagrożeń. Możemy sobie wyobrazić, że decyzja tych ludzi wywołała wiele kpin: kpin realistów, którzy potrafili jedynie wyśmiać marzycielstwo tych ludzi. Ten, kto wyruszał na podstawie tak niepewnych obietnic, ryzykując wszystko, mógł się wydawać jedynie śmieszny. Lecz dla tych ludzi wewnętrznie zaniepokojonych przez Boga, droga według Jego wskazań była ważniejsza od ludzkiej opinii. Poszukiwanie prawdy było dla nich ważniejsze, niż kpiny świata pozornie inteligentnego.


Jakżeż w takiej sytuacji nie myśleć o zadaniu biskupa w naszych czasach? Pokora wiary, wspólnej wiary z wiarą Kościoła wszystkich czasów zawsze będzie w konflikcie z panującą mądrością tych, którzy trzymają się tego, co pozornie bezpieczne. Ten, kto żyje wiarą Kościoła i głosi ją, w wielu punktach nie pasuje do panujących poglądów, zwłaszcza w naszych czasach. Dominujący dziś w znacznej mierze agnostycyzm ma swoje dogmaty i jest wysoce nietolerancyjny wobec tego wszystkiego, co go kwestionuje i kwestionuje jego kryteria. Dlatego priorytetowe znaczenie ma dziś dla biskupa szczególnie odwaga sprzeciwu wobec dominujących kierunków. Musi być dzielny. Taka dzielność nie polega na uderzaniu, na agresywności, lecz na pozwoleniu, by być uderzonym, i opieraniu się kryteriom dominujących poglądów. Odwaga wytrwania w prawdzie jest niezbędnie konieczna u tych, których Pan posyła jak owce między wilki. ,,Ten, kto boi się Pana, niczego lękać się nie będzie”, mówi Księga Mądrości Syracha (34, 14). Bojaźń Boga wyzwala z obawy przed ludźmi. Czyni wolnymi.


Przychodzi mi w tym kontekście na myśl pewne wydarzenie, jakie miało miejsce w początkach chrześcijaństwa, o którym opowiada w Dziejach Apostolskich święty Łukasz. Po wystąpieniu Gamaliela, który odradzał przemoc wobec rodzącej się wspólnoty wierzących w Jezusa, Wysoka Rada wezwała apostołów i kazała ich ubiczować. Zabroniła im także przemawiania w imię Jezusa, a potem uwolniła. Łukasz mówi dalej: „A oni odchodzili sprzed Sanhedrynu i cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla imienia [Jezusa]. Nie przestawali też co dzień nauczać ... i głosić Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie” (Dz 5, 40nn). Także następca apostołów musi się liczyć się z tym, że będzie nieustannie na nowo w nowoczesny sposób bity, jeśli nie zaprzestanie głośno i zrozumiale głosić Ewangelię Jezusa Chrystusa. Może się wówczas cieszyć, że stał się godnym dla Niego znosić hańbę. Oczywiście pragniemy, tak jak apostołowie, przekonać ludzi i w tym sensie zyskać ich akceptację. Rzecz jasna nie prowokujemy, lecz wręcz przeciwnie zapraszamy wszystkich do radości prawdy, która pokazuje drogę. Jednakże akceptacja poglądów panujących nie jest kryterium, któremu się poddajemy. Kryterium jest On sam: Pan. Jeśli będziemy bronili Jego sprawy, zyskamy dzięki Bogu nieustannie na nowo ludzi dla drogi Ewangelii. Ale nieuchronnie będziemy także bici, przez tych, którzy swym życiem stoją na przeszkodzie Ewangelii, a wtedy musimy być wdzięczni, że staliśmy się godni uczestniczyć w cierpieniach Chrystusa.

Mędrcy poszli za gwiazdą, i w ten sposób przyszli do Jezusa, do wielkiego Światła, które oświeca każdego człowieka przychodzącego na ten świat (por. J 1, 9). Jako pielgrzymi wiary Mędrcy sami stali się gwiazdami, jaśniejącymi na niebie historii i pokazującymi nam drogę. Święci są prawdziwymi gwiazdozbiorami Boga, które rozświetlają noce tego świata i nas prowadzą. Święty Paweł w liście do Filipian powiedział swoim wiernym, że powinni jaśnieć w świecie jak gwiazdy (por. 2, 15).

Drodzy przyjaciele, dotyczy to także nas. Dotyczy to zwłaszcza was, którzy w tej godzinie zostaniecie wyświęceni na biskupów Kościoła Jezusa Chrystusa. Jeśli będziecie żyć z Chrystusem, powiązani z Nim na nowo w sakramencie, to wy również staniecie się mędrcami. Staniecie się wówczas świecznikami, które poprzedzają ludzi i wskazują im właściwą drogę życia. Prosimy teraz wszyscy za was, aby Pan napełnił was swoim światłem wiary i miłości. Aby was poruszył ten niepokój Boga o człowieka, aby wszyscy doświadczyli Jego bliskości i otrzymali w darze Jego radość. Prosimy za was, aby Pan dawał wam zawsze odwagę i pokorę wiary. Prosimy Maryję, która ukazała Mędrcom nowego Króla świata (por. Mt 2,11), aby jako miłująca Matka ukazała Jezusa Chrystusa także wam, i pomagała wam być drogowskazem ku Niemu. Amen.

wtorek, 1 stycznia 2013

Benedykt XVI o istocie najgłębszego pokoju z Bogiem



Drodzy bracia i siostry!
„Niech Bóg...nam błogosławi; niech nam ukaże pogodne oblicze”. Te słowa Psalmu 67 wyśpiewaliśmy, wysłuchawszy w pierwszym czytaniu starożytnego błogosławieństwa kapłańskiego nad Ludem Przymierza. Szczególnie znamienne jest to, że na początku każdego Nowego Roku Bóg zsyła na nas, swój lud, jasność swego świętego imienia, imienia które jest wymawiane trzykrotnie w uroczystej formule biblijnego błogosławieństwa. Nie mniej znamienne jest to, że Słowu Bożemu – które „stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” jako „światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka” (J 1,14. 9) – zostaje nadane, jak nam mówi dzisiejsza Ewangelia, osiem dni po Jego narodzeniu imię Jezus (por. Łk 2,21).

To w tym imieniu jesteśmy tutaj zgromadzani. Pozdrawiam serdecznie wszystkich obecnych, poczynając od wybitnych przedstawicieli korpusu dyplomatycznego akredytowanego przy Stolicy Apostolskiej. Pozdrawiam serdecznie kardynała Tarcisio Bertone, mojego Sekretarza Stanu, kardynała Petera Turkson, wraz ze wszystkimi członkami i pracownikami Papieskiej Rady „Iustitia et pax”. Jestem im szczególnie wdzięczny za ich zaangażowanie w upowszechnienie Orędzie na Światowy Dzień Pokoju, którego tegoroczny temat brzmi: „Błogosławieni pokój czyniący”.


Pomimo, że świat jest niestety nadal naznaczony „zarzewiami napięć i konfliktów, spowodowanych przez rosnące nierówności między bogatymi a biednymi, dominację mentalności egoistycznej i indywidualistycznej, wyrażającej się również w pozbawionym reguł kapitalizmie finansowym”, a także różnymi formami terroryzmu i przestępczości, jestem przekonany, że „wiele dzieł pokoju, w które bogaty jest świat, świadczy o wrodzonym powołaniu ludzkości do pokoju. Pragnienie pokoju jest istotnym dążeniem każdej osoby i łączy się ono w pewien sposób z pragnieniem pełnego, szczęśliwego i dobrze zrealizowanego życia. Innymi słowy, pragnienie pokoju odpowiada podstawowej zasadzie moralnej, czyli obowiązkowi-prawu do rozwoju integralnego, społecznego, wspólnotowego, co należy do Bożego planu w odniesieniu do człowieka. Człowiek jest stworzony do pokoju, który jest darem Boga. Wszystko to sprawiło, że inspiracją tego Orędzia stały się słowa Jezusa Chrystusa: « Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi » (Mt 5, 9)” (Orędzie, 1). Błogosławieństwo to mówi, że „pokój jest darem mesjańskim i jednocześnie dziełem ludzkim... Jest to pokój z Bogiem przez życie zgodnie z Jego wolą. Jest to wewnętrzny pokój z samym sobą i pokój zewnętrzny z bliźnim i z całym stworzeniem” (tamże, 2 i 3). Tak, pokój jest dobrem par excellence, o które trzeba się modlić jako o Boży dar, a jednocześnie budować z całych sił.


Możemy postawić sobie pytanie: co jest fundamentem, źródłem, podstawą tego pokoju? Jak możemy odczuć w sobie pokój, pomimo problemów, ciemności i lęków? Odpowiedź dają nam czytania dzisiejszej liturgii. Teksty biblijne, zwłaszcza przed chwilą proklamowany, zaczerpnięty z Ewangelii św. Łukasza, proponują nam rozważenie pokoju wewnętrznego Maryi, Matki Jezusa. Dla niej w dniach, w których „porodziła swego pierworodnego Syna” (Łk 2,7), zachodzi wiele wydarzeń nieprzewidzianych: nie tylko narodziny syna, ale wcześniej męcząca podróż z Nazaretu do Betlejem, brak miejsca w gospodzie, poszukiwanie prowizorycznego schronienia w nocy, a potem śpiew aniołów, niespodziewana wizyta pasterzy. W tym wszystkim jednak Maryja nie traci rezonu, nie protestuje, nie burzy się wydarzeniami, które ją przerastają. Rozważa po prostu w milczeniu to, co zachodzi, strzeże w swojej pamięci i w swoim sercu, zastanawiając się nad tym ze spokojem i pogodą ducha. To właśnie jest pokój wewnętrzny, jaki pragniemy zachować pośród czasami burzliwych i niezrozumiałych wydarzeń historii, wydarzeń, których sensu często nie pojmujemy i które nas bulwersują.

Ewangeliczny fragment kończy się wzmianką o obrzezaniu Jezusa. Zgodnie z prawem Mojżesza, osiem dni po urodzeniu dziecko powinno być obrzezane i w tym momencie otrzymywało ono imię. Sam Bóg przez swego posłańca rzekł do Maryi, a także do Józefa, że imię, jakie należy nadać dziecku, to „Jezus” (por. Mt 1,21; Łk 1,31), i tak się dzieje. To imię, jakie ustalił Bóg zanim jeszcze dziecko zostało poczęte, jest teraz Jemu oficjalnie nadane w czasie obrzezania. Naznacza to także raz na zawsze tożsamość Maryi: jest „Matką Jezusa”, to znaczy Matką Zbawiciela, Chrystusa, Pana. Jezus nie jest człowiekiem takim, jak każdy inny, ale jest Słowem Boga, jedną z Osób Boskich, Synem Bożym. Dlatego Kościół nadał Maryi tytuł Theotokos, czyli „Matka Boga”.

Pierwsze czytanie przypomina nam, że pokój jest darem Boga i jest powiązany z blaskiem oblicza Boga, według tekstu Księgi Liczb, który przekazuje błogosławieństwo używane przez kapłanów ludu Izraela podczas zgromadzeń liturgicznych. Jest to błogosławieństwo, które po trzykroć powtarza święte imię Boga, imię, którego nie wymawiano. Za każdym razem łączy je z dwoma słowami wskazującymi działanie na rzecz człowieka: „Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem” (6, 24-26). Pokój jest zatem zwieńczeniem tych sześciu działań Boga na naszą rzecz, w których zwraca On ku nam blask Swojego oblicza.

Dla Pisma Świętego kontemplowanie oblicza Boga jest najwyższym szczęściem: „napełniasz go radością przed Twoim obliczem”, mówi Psalmista (Ps 21,7). Z kontemplacji oblicza Boga rodzą się radość, bezpieczeństwo i pokój. Cóż to jednak znaczy konkretnie kontemplować oblicze Pana, tak jak może to być rozumiane w Nowym Testamencie? Znaczy to znać Go bezpośrednio, na ile jest to możliwe w tym życiu, przez Jezusa Chrystusa, w którym się objawił. Cieszyć się blaskiem oblicza Boga oznacza przeniknąć w tajemnicę Jego Imienia ukazaną nam przez Jezusa, zrozumieć nieco z Jego życia wewnętrznego i Jego woli, abyśmy mogli żyć zgodnie z Jego planem miłości wobec rodzaju ludzkiego. Wyraża to apostoł Paweł w drugim czytaniu, zaczerpniętym z Listu do Galatów (4, 4-7), mówiąc o Duchu, który w głębi naszych serc woła: „Abba! Ojcze!”. Jest to wołanie, które rodzi się z kontemplacji prawdziwego oblicza Boga, z objawienia tajemnicy Imienia. Jezus mówi: „Objawiłem imię Twoje ludziom” (J 17, 6). Syn Boży, który stał się ciałem, sprawił, że możemy poznać Ojca, sprawił, że możemy widzialnie dostrzec w Jego ludzkim obliczu niewidzialne oblicze Ojca. Przez dar Ducha Świętego wlanego w nasze serca, sprawił, iż możemy poznać, że w Nim i my jesteśmy dziećmi Bożymi, jak mówi święty Paweł w przed chwilą usłyszanym fragmencie: „Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze!”(Ga 4, 6).

Oto, drodzy bracia, podstawa naszego pokoju: pewność, że w Jezusie Chrystusie kontemplujemy blask oblicza Boga Ojca, że jesteśmy synami w Synu, że w ten sposób na drodze życia jesteśmy tak bezpieczni, jak dziecko w ramionach Ojca dobrego i wszechmocnego. Blask oblicza Pana nad nami, który udziela nam pokoju, jest ukazaniem Jego ojcostwa. Pan kieruje ku nam swoje oblicze, ukazuje się jako Ojciec i obdarza nas pokojem. Na tym polega istota tego głębokiego pokoju, „pokoju z Bogiem” , który jest nierozerwalnie związany z wiarą i łaską, jak pisze święty Paweł do chrześcijan w Rzymie (por. Rz 5, 2). Nic nie może wierzącym zabrać tego pokoju, nawet trudności i cierpienia życiowe. W rzeczywistości, cierpienia, doświadczenia i ciemności nie niszczą, ale powiększają naszą nadzieję, nadzieję, która nie zawodzi, ponieważ „miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5, 5).

Dziewica Maryja, którą czcimy dzisiaj jako Matkę Boga, niech nam pomaga kontemplować oblicze Jezusa, Księcia Pokoju. Nich nas wspiera i towarzyszy nam w tym Nowym Roku; niech wyprasza dla nas i dla całego świata dar pokoju. Amen!

Benedykt XVI podkreśla misyjny wymiar duszpasterstwa



Księża kardynałowie,
Czcigodni Bracia w biskupstwie i kapłaństwie,
Szanowni przedstawiciele władz,
Drodzy Bracia i Siostry!


Dziękuję wam wszystkim, którzy zechcieliście uczestniczyć w tej liturgii na zakończenie Roku Pańskiego 2012. „Godzina” ta niesie w sobie szczególną intensywność i staje się w pewnym sensie syntezą wszystkich godzin kończącego się roku. Serdecznie pozdrawiam księży kardynałów, biskupów, kapłanów, osoby konsekrowane i wiernych świeckich, zwłaszcza tych, którzy stanowią wspólnotę Kościoła w Rzymie. W sposób szczególny pozdrawiam obecnych przedstawicieli władz, począwszy od burmistrza Wiecznego Miasta i dziękuję mu dzielenie z nami tej chwili modlitwy i dziękczynienia Bogu.

Hymn „Te Deum”, który dzisiejszego wieczora, na zakończenie intensywnego roku kalendarzowego, wznosimy do Pana jest hymnem dziękczynienia, który rozpoczyna się od uwielbienia - „Ciebie, Boże, chwalimy, Ciebie, Panie, wysławiamy” - i kończy się wyznaniem wiary - „W Tobie, o Panie, złożyłem nadzieję, nie będę zawstydzon na wieki”. Niezależnie od przebiegu tego roku, czy był on łatwy lub trudny, jałowy czy też owocny, dziękujemy Bogu. W śpiewanym dzisiejszego wieczora „Te Deum” zawarta jest głęboka mądrość, ta mądrość, która pozwala nam powiedzieć, że mimo wszystko istnieje w świecie dobro i to dobro ma zwyciężyć dzięki Bogu, Bogu Jezusa Chrystusa, wcielonego, ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Oczywiście niekiedy trudno jest uchwycić tę głębszą rzeczywistość, gdyż zło czyni więcej hałasu niż dobro. „Newsem” stają się brutalne morderstwa, rozpowszechniona przemoc, głęboka niesprawiedliwość. Natomiast gesty miłości i służby, wiernie i cierpliwie znoszony codzienny trud często pozostają w cieniu, nie pojawiają się w mediach. Także z tego względu, jeżeli chcemy zrozumieć świat i życie, nie możemy poprzestać na wiadomościach. Musimy być zdolni, by zatrzymać się w milczeniu, w medytacji, spokojnym i długim rozważaniu. Musimy umieć zatrzymać się, by pomyśleć. W ten sposób nasz duch może znaleźć uzdrowienie z nieuniknionych ran życia codziennego, wejść w głębię wydarzeń, jakie zachodzą w naszym życiu i w świecie, i osiągnąć tę mądrość, która pozwala ocenić rzeczy nowym spojrzeniem. Nade wszystko w skupieniu sumienia, gdzie mówi do nas Bóg, uczymy się postrzegania naszych działań w prawdzie, nawet obecnego w nas i wokół nas zła, aby rozpocząć proces nawrócenia, który czyni nas mądrzejszymi i lepszymi, bardziej zdolnymi do pobudzania solidarności i komunii, do zwyciężenia zła dobrem. Chrześcijanin jest człowiekiem nadziei, nawet, a zwłaszcza w obliczu często istniejącej w świecie ciemności, która nie zależy od Bożego planu, lecz wynika z błędnych decyzji człowieka, bo chrześcijanin wie, że moc wiary może przesunąć góry (por. Mt 17, 20): Pan może rozjaśnić nawet najgłębszą ciemność.

Przeżywany przez Kościół Rok Wiary pragnie wzbudzić w sercu każdego wierzącego większą świadomość, że spotkanie z Chrystusem jest źródłem prawdziwego życia i mocnej nadziei. Wiara w Jezusa umożliwia stałą odnowę w dobru i zdolność do wyjścia z ruchomych piasków grzechu, aby zacząć od nowa. W Słowie, które stało się Ciałem można nieustannie na nowo odnaleźć prawdziwą tożsamość człowieka, który okrywa, że skierowana jest ku niemu nieskończona miłość Boga i że jest on powołany do nawiązania z Nim osobistej komunii. Ta prawda, że Jezus Chrystus przyszedł, aby objawić Ojca, jest pewnością, która pobudza nas do spojrzenia z ufnością na rozpoczynający się nowy rok.

Kościół, który otrzymał od swego Pana misję ewangelizacji, dobrze wie, że Ewangelia jest skierowana do wszystkich ludzi, zwłaszcza do młodszego pokolenia, aby zaspokoić to pragnienie prawdy, które każdy nosi w swoim sercu i które często jest przysłonięte wieloma rzeczami, które zajmują nam życie. Ten apostolski wysiłek jest tym bardziej konieczny, kiedy wierze grozi usunięcie w cień w kontekstach kulturowych, które utrudniają jej zakorzenienie osobiste i obecność społeczną. Także Rzym jest miastem, w którym wiara chrześcijańska musi być głoszona nieustannie na nowo i świadczona w sposób wiarygodny. Nie możemy być obojętni z jednej strony na rosnącą liczbę wyznawców innych religii, trudności wspólnot parafialnych, aby przyciągnąć ludzi młodych, upowszechnianie się stylu życia naznaczonego indywidualizmem i relatywizmem moralnym, a z drugiej strony na wiele osób poszukujących sensu swego życia i nadziei, która nie zawodzi. Podobnie jak apostoł Paweł (por. Rz 1,14-15) każdy wierny tego miasta powinien czuć cię dłużnikiem Ewangelii wobec innych jego mieszkańców!

Właśnie z tego powodu już od kilku lat nasza diecezja podejmuje trud podkreślenia misyjnego wymiaru duszpasterstwa zwyczajnego, aby wierni, wspierani zwłaszcza niedzielną Eucharystią, mogli stać się uczniami i konsekwentnymi świadkami Jezusa Chrystusa. Do tej życiowej konsekwencji wezwani są w sposób szczególny chrześcijańscy rodzice, którzy są dla swoich dzieci pierwszymi wychowawcami w wierze. Złożoność życia w dużym mieście, jakim jest Rzym oraz pewna kultura, która często wydaje się być obojętną wobec Boga nakazują, by ojców i matki nie pozostawić w tym tak istotnym zadaniu samymi, a wręcz aby ich wspierać i towarzyszyć im w ich życiu duchowym. W związku z tym zachęcam tych, którzy pracują w duszpasterstwie rodzinnym, aby wprowadzali w życie wskazania duszpasterskie, jakie pojawiły się po ostatnim kongresie diecezjalnym, poświęconym duszpasterstwu chrzcielnemu i pochrzcielnemu. Wymaga to wielkodusznego wysiłku, aby rozwijać plany formacji duchowej, które pomagają rodzicom podtrzymywać płomień wiary po chrzcie dzieci, dając konkretne sugestie, aby od najmłodszych lat była im głoszona Ewangelia Jezusa. Powstanie grup rodzin, w których słuchane jest Słowo Boże i ma miejsce dzielenie się doświadczeniami życia chrześcijańskiego pomaga w umocnieniu poczucia przynależności do wspólnoty Kościoła i wzrastaniu w przyjaźni z Panem. Równie ważne jest budowanie serdecznej przyjaźni z tymi wiernymi, którzy po ochrzczeniu swego dziecka, oderwani przez konieczności życia codziennego, nie wykazują wielkiego zainteresowania przeżywaniem tego doświadczenia: będą oni mogli w ten sposób doświadczyć miłości Kościoła, który jak troskliwa matka staje u ich boku, aby sprzyjać ich życiu duchowemu.

Aby móc głosić Ewangelię i umożliwić tym, którzy nie znają jeszcze Jezusa, albo Go porzucili, ponowne przekroczenie podwojów wiary i przeżywanie komunii z Bogiem, niezbędne jest poznanie w sposób pogłębiony znaczenia prawd zawartych w Wyznaniu Wiary. Tak więc wysiłek systematycznej formacji osób pracujących w duszpasterstwie, która od kilku lat ma miejsce w różnych instytucjach diecezji rzymskiej jest cenną drogą, która domaga się kontynuacji z zaangażowaniem również w przyszłości, aby ukształtować ludzi świeckich, którzy potrafią stać się odgłosem Ewangelii w każdym domu, w każdym środowisku. Także za pośrednictwem ośrodków poradnictwa, które przyniosły tak wiele owoców w czasie Misji Miejskich. Pod tym względem „Dialogi w katedrze”, które od wielu lat odbywają się w bazylice św. Jana na Lateranie, stanowią wyjątkowo stosowne doświadczenie spotkania ze środowiskiem laickim i prowadzenia dialogu z osobami, które szukając Boga i prawdy, zastanawiają się nad wielkimi pytaniami ludzkiej egzystencji.

Podobnie jak miało to już miejsce w wiekach minionych, także i dziś Kościół Rzymu jest wezwany do niestrudzonego głoszenia i świadczenia o bogactwie Ewangelii Chrystusa. Może to czynić także wspierając osoby żyjące w ubóstwie i na marginesie oraz rodziny przeżywające trudności, zwłaszcza, gdy muszą pomagać osobom chorym i niepełnosprawnym. Mam wielką nadzieję, że instytucje różnych szczebli włączą się w zapewnienie, aby wszyscy obywatele mieli dostęp do tego, co jest niezbędne do godnego życia.

Drodzy przyjaciele w ostatni wieczór dobiegającego końca roku i na progu nowego wychwalajmy Pana! Okażmy Temu „Który jest, Który był i Który przychodzi” (Ap 1,8) skruchę i prośbę o przebaczenie za braki, których się dopuściliśmy, a także serdeczne dziękczynienie za niezliczone dobrodziejstwa udzielone nam z Bożej dobroci. Dziękujmy szczególnie za łaskę i prawdę, jakie otrzymaliśmy przez Jezusa Chrystusa. W Nim znajduje się pełnia wszelkiego ludzkiego czasu. W Nim dokona się wypełnienie nadziei Kościoła i świata. Amen.

Św. Szczepan wzorem dla nowej ewangelizacji


Drodzy Bracia i Siostry,

Co roku, nazajutrz po świętach Bożego Narodzenia, liturgia obchodzi uroczystość św. Szczepana, diakona i pierwszego męczennika. Księga Dziejów Apostolskich przedstawia go jako człowieka pełnego łaski i Ducha Świętego (por. Dz 6,8-10; 7.55), w nim w pełni sprawdziła się obietnica Jezusa, o której mowa w dzisiejszym tekście Ewangelii, a mianowicie, że wierzący wezwani, aby złożyć świadectwo w okolicznościach trudnych i niebezpiecznych, nie zostaną opuszczeni i bezbronni: Duch Boga będzie w nich mówił (por. Mt 10, 20). Diakon Szczepan, rzeczywiście działał, pracował, mówił i umarł ożywiany Duchem Świętym, dając świadectwo o miłości Chrystusa aż do najwyższej ofiary. Cierpienia pierwszego męczennika są opisane jako doskonałe naśladowanie Chrystusa, którego męka powtarza się aż do najdrobniejszych szczegółów. Życie św. Szczepana jest całkowicie ukształtowane przez Boga, upodobnione do Chrystusa; w ostatniej chwili śmierci, na kolanach, podejmuje on modlitwę Jezusa na krzyżu, powierzając się Panu (por. Dz 7,59), przebaczając wrogom: „Panie, nie poczytaj im tego grzechu!” (w. 60). Napełniony Duchem Świętym, kiedy gasną jego oczy kieruje on swój wzrok ku „Jezusowi stojącemu po prawicy Boga” (w. 55), Panu wszystkiego, który wszystko przyciąga do siebie.

W dzień św. Szczepana także i my jesteśmy wezwani, aby skierować nasze spojrzenie na Syna Bożego, którego w radosnej atmosferze Bożego Narodzenia kontemplujemy w tajemnicy Jego Wcielenia. Wraz z chrztem i bierzmowaniem, z cennym darem wiary karmionej sakramentami Kościoła, szczególnie Eucharystią, Jezus Chrystus powiązał nas ze sobą i chce kontynuować w nas, przez działanie Ducha Świętego, swoje dzieło zbawienia, które wszystko odkupuje, docenia, doskonali i prowadzi do wypełnienia. Pozwolenie, by dać się pociągnąć przez Chrystusa, tak jak św. Szczepan, oznacza otwarcie swego życia na światło, które je przyciąga, ukierunkowuje i sprawia, że idziemy drogą dobra, drogą człowieczeństwa zgodnie z Bożym planem miłości.

Wreszcie, św. Szczepan jest wzorem dla wszystkich, którzy chcą służyć nowej ewangelizacji. Pokazuje on, że nowość głoszenia nie polega głównie na stosowaniu oryginalnych metod czy technik, które z pewnością są użyteczne, ale na tym, by być napełnionym Duchem Świętym i pozwolić, by On nami kierował. Nowość głoszenia polega na głębi zanurzenia w tajemnicę Chrystusa, przyswojenia Jego słowa i Jego obecności w Eucharystii, tak że On sam, żywy Jezus, mówi i działa w swoim wysłanniku. W istocie ewangelizator staje się zdolnym do skutecznego niesienia Chrystusa innym, kiedy żyje Chrystusem, kiedy nowość Ewangelii objawia się w jego własnym życiu. Módlmy się do Dziewicy Maryi, aby w Kościele, w tym Roku Wiary, można było dostrzec coraz więcej mężczyzn i kobiet, którzy jak św. Szczepan potrafią świadczyć przekonująco i odważnie o Panu Jezusie.

[po polsku:] Serdecznie pozdrawiam Polaków. Wspominając świętego Szczepana, pierwszego męczennika, przez jego wstawiennictwo, prośmy Boga, aby i nam w codziennym życiu nie brakowało mądrości i odwagi, wiary i miłości, które znajdują swoje zwieńczenie w chwale Pana. Wszystkim z serca błogosławię.

Bóg jest sprawą najpilniejszą, jedynym naprawdę ważnym - homilia Benedykta XVI na Pasterce


Drodzy bracia i siostry!

Nieustannie na nowo piękno tej ewangelii wzrusza nasze serca – piękno, które jest blaskiem prawdy. Nieustannie na nowo wzrusza nas fakt, że Bóg staje się dzieckiem, abyśmy Go mogli miłować i jako dziecko powierza się z ufnością w nasze ręce. Niemalże mówi: wiem, że moja wspaniałość cię przeraża, w obliczu mojej wielkości szukasz uznania dla siebie samego. Tak więc przychodzę do ciebie jako dziecko, abyś mógł mnie przyjąć i pokochać.

Nieustannie na nowo wzrusza mnie także słowo ewangelisty, wypowiedziane niemal mimochodem, że nie było dla nich miejsca w gospodzie. Nasuwa się nieuchronnie pytanie, co by się stało, gdyby Maryja i Józef zapukali do moich drzwi. Czy byłoby dla nich miejsce? Przychodzi nam także na myśl, że tę uwagę, pozornie przypadkową o braku miejsca w gospodzie, co zmusiło Świętą Rodzinę, by schroniła się w stajence, ewangelista Jan pogłębił i wskazał na istotę, mówiąc: „[Słowo] przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli” (J, 11). W ten sposób wielka kwestia moralna dotycząca tego, jak podchodzimy do uchodźców, uciekinierów, migrantów zyskuje znaczenie jeszcze bardziej fundamentalne: czy naprawdę mamy miejsce dla Boga, kiedy próbuje do nas przybyć? Czy mamy dla Niego czas i miejsce? Czyż to właśnie nie sam Bóg jest przez nas odrzucany? Rozpoczyna się to od tego, że nie mamy dla Niego czasu. Im szybciej możemy się poruszać, im bardziej skuteczne stają się narzędzia, pozwalające oszczędzić nam czas, tym mniej mamy czasu do dyspozycji. A Bóg? Kwestia dotycząca Jego nigdy nie wydaje się pilna. Nasz czas już jest całkowicie wypełniony. Sprawy idą jednak znacznie głębiej. Czy Bóg ma naprawdę miejsce w naszym myśleniu? Metodologia naszego myślenia jest tak ustawiona, że w istocie On nie powinien istnieć. Nawet jeśli zdaje się pukać do bram naszej myśli, musi On zostać oddalony z jakąś argumentacją. Aby jakaś myśl była uważana za poważną, musi być skonstruowana w ten sposób, aby uczynić zbędną „hipotezę Boga”. Nie ma dla Niego miejsca. Także w naszym odczuwaniu i pragnieniach nie ma dla Niego miejsca. Chcemy samych siebie, pragniemy rzeczy, których można dotknąć, szczęścia doświadczalnego, sukcesu naszych planów osobistych i naszych zamiarów. Jesteśmy całkowicie „wypełnieni” samymi sobą, tak, że nie ma już wcale miejsca dla Boga. Dlatego też nie ma miejsca dla innych, dla dzieci, dla ubogich, dla obcokrajowców. Wychodząc z prostego słowa, o braku miejsca w gospodzie możemy sobie uświadomić, jak bardzo potrzebujemy zachęty świętego Pawła: „Przemieniajcie się przez odnawianie umysłu” (Rz 12, 2). Paweł mówi o odnowieniu, o otwarciu naszego umysłu (nous); mówi, ogólnie rzecz biorąc, o sposobie w jaki postrzegamy świat i samych siebie. Nawrócenie, którego potrzebujemy musi naprawdę sięgnąć aż do głębi naszej relacji z rzeczywistością. Módlmy się, aby w naszych sercach tworzyła się przestrzeń dla Niego. A także, abyśmy w ten sposób mogli Go rozpoznać również i w tych, poprzez których do nas się zwraca: w dzieciach, cierpiących i opuszczonych, zmarginalizowanych i biednych tego świata.

Jest jeszcze drugie słowo w opisie Bożego Narodzenia, nad którym chciałbym się wraz z wami zastanowić: hymn uwielbienia, który aniołowie wznoszą po ogłoszeniu orędzia o nowo narodzonym Zbawicielu: „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania”. Bóg jest chwalebny. Bóg jest czystym światłem, blaskiem prawdy i miłości. On jest dobry. Jest prawdziwym dobrem, dobrem par excellence. Otaczający Go aniołowie, przekazują przede wszystkim zwyczajnie radość z powodu postrzegania chwały Bożej. Ich śpiew jest promieniowaniem wypełniającej ich radości. W ich słowach słyszymy, że tak powiem, coś z melodyjnych dźwięków nieba. Nie ma żadnych wątpliwości co do celu, jest po prostu fakt wypełnienia szczęściem wypływającym z percepcji czystego blasku prawdy i miłości Boga. Pragniemy, aby ta radość nas dotknęła: istnieje radość. Istnieje czyste dobro. Istnieje czyste światło. Bóg jest dobry i jest On najwyższą mocą ponad wszystkimi mocami. Z tego faktu powinniśmy się po prostu tej nocy radować razem z aniołami i pasterzami.

Z chwałą Boga na wysokościach związany jest pokój na ziemi między ludźmi. Tam, gdzie nie oddaje się chwały Bogu, gdzie się o Nim zapomina lub wręcz Jemu zaprzecza, nie ma także pokoju. Jednakże dzisiaj rozpowszechnione nurty myślenia twierdzą odwrotnie: religie, szczególnie monoteizm, miałyby być przyczyną przemocy i wojen na świecie; należałoby najpierw wyzwolić ludzkość od religii, aby następnie budować pokój; monoteizm, wiara w jednego Boga, miałaby być despotyzmem, przyczyną nietolerancji, ponieważ ze swej natury chciałaby narzucić siebie wszystkim, uzurpując sobie, że jest jedyną prawdą. To fakt, że w historii monoteizm posłużył za pretekst do nietolerancji i przemocy. To prawda, że religia może ulec chorobie i w ten sposób przeciwstawić się swojej najgłębszej naturze, kiedy człowiek myśli, że musi sam we własne ręce wziąć sprawę Boga, czyniąc w ten sposób z Boga swoją własność prywatną. Trzeba być czujnym wobec tych wypaczeń sacrum. O ile niepodważalne jest w historii pewne nadużywanie religii, to jednak nie jest prawdą, że odrzucenie Boga przywróci pokój. Jeśli gasi się Boże światło, gasi się także nadaną przez Boga godność człowieka. Nie jest on już wtedy obrazem Boga, który w każdym musimy czcić, w człowieku słabym, obcym, ubogim. Nie jesteśmy już wtedy wszyscy braćmi i siostrami, dziećmi tego samego Ojca, które począwszy od Ojca są ze sobą nawzajem powiązane. W minionym wieku widzieliśmy z całym okrucieństwem jakie wówczas pojawiają się rodzaje aroganckiej przemocy, i jak człowiek gardzi i druzgocze człowieka. Tylko wtedy, gdy światło Boże jaśnieje nad człowiekiem i w człowieku, tylko jeśli każdy człowiek jest chciany, znany i miłowany przez Boga, i tylko wówczas – niezależnie od tego jak bardzo nędzna była by jego sytuacja – jego godność jest nienaruszalna. W Świętą Noc sam Bóg stał się człowiekiem, jak zapowiedział prorok Izajasz: narodzone tutaj dziecko jest „Emanuelem”, Bogiem z nami (por. Iz 7, 14). W ciągu tych wszystkich stuleci były naprawdę nie tylko przypadki nadużywania religii, ale z wiary w tego Boga, który stał się człowiekiem, nieustannie na nowo wypływały siły pojednania i dobroci. Ta wiara wniosła w ciemności grzechu i przemocy świetlisty promień pokoju i dobroci, który nadal świeci.

Tak więc Chrystus jest naszym pokojem i ogłosił pokój dalekim i bliskim (por. Ef 2, 14.17). Jakżeż nie powinniśmy się do niego w tej godzinie modlić: Tak, Panie, głoś także i nam dzisiaj pokój, dalekim i bliskim. Spraw, aby i dziś miecze przekuwano na sierpy (por. Iz 2, 4), aby miejsce broni na potrzeby wojenne zajęła pomoc dla cierpiących. Oświecić ludzi, którzy wierzą, że muszą dopuszczać się przemocy w Twoje imię, aby nauczyli się zrozumienia absurdu przemocy i rozpoznawania Twojego prawdziwego oblicza. Pomóż nam stać się ludźmi „Twojego upodobania” – ludźmi na Twój obraz, a więc ludźmi pokoju.


Gdy aniołowie się oddalili, pasterze mówili między sobą: Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, to słowo, które dla nas się wydarzyło (por. Łk 2, 15). Ewangelista nam mówi, że pasterze pospiesznie dążyli do Betlejem (por. 2, 16). Jakaś święta ciekawość pobudziła ich, by zobaczyć w żłobie to dziecię, o którym anioł mówił, że był Zbawicielem, Chrystusem, Panem. Wielka radość, o której mówił także anioł poruszyła ich serce i przydawała im skrzydeł.


Chodźmy do Betlejem, mówi do nas dzisiaj liturgia Kościoła. Trans-eamus tłumaczy Biblia łacińska: „przejść”, iść poza, odważyć się na krok, który wykracza poza, „przeprawa”, przez którą wychodzimy z naszych nawyków myślowych i życiowych i przekraczamy świat czysto materialny, aby osiągnąć to, co istotne, poza to, co teraz, do tego Boga, który ze swej strony, przyszedł tu do nas. Pragniemy prosić Pana, aby dał nam zdolność wyjścia poza nasze ograniczenia, nasz świat; aby nam pomógł w spotkaniu Go, zwłaszcza, gdy On sam, w Eucharystii, składa się w nasze ręce i w nasze serce.


Chodźmy do Betlejem: tymi słowami, wraz z pasterzami, mówimy sobie nawzajem, że nie powinniśmy myśleć tylko o wielkiej drodze do Boga żywego, ale również do konkretnego miasta Betlejem, do wszystkich miejsc gdzie Pan mieszkał, pracował i cierpiał. Módlmy się w tej godzinie za ludzi, którzy dziś tam żyją i cierpią. Módlmy się, aby był tam pokój. Módlmy się, aby Izraelici i Palestyńczycy mogli rozwijać swoje życie w pokoju jednego Boga i w wolności. Módlmy się także za sąsiednie kraje, za Liban, Syrię, Irak i inne: aby umocnił się tam pokój. Aby chrześcijanie w tych krajach, gdzie początki miała nasza wiara, mogli nadal mieszkać; aby chrześcijanie i muzułmanie wspólnie budowali swoje kraje w pokoju Bożym.


Pasterze szli z pośpiechem. Pobudzała ich święta ciekawość i święta radość. Być może między nami bardzo rzadko się zdarza, że spieszymy do Bożych spraw. Bóg nie należy dziś do rzeczy pilnych. Myślimy i mówimy, że sprawy Boże mogą poczekać. Ale to On jest sprawą najważniejszą, jedynym który w ostatecznym rozrachunku jest naprawdę ważny. Dlaczego nie mielibyśmy i my dać się porwać ciekawością, by widzieć bliżej i poznać to, co Bóg nam powiedział? Prośmy Go, aby święta ciekawość i święta radość pasterzy poruszyła w tej chwili także nas i idźmy więc z radością tam, do Betlejem – do tego Pana, który także dziś na nowo przybywa ku nam. Amen.