Popularne posty

sobota, 31 grudnia 2011

2012

Nowy Rok. Coś się kończy, coś się zaczyna. Czas na rachunek sumienia. Jaki był rok 2011? Czy przybliżyłem się do Boga? Czy dany mi czas dobrze wykorzystałem? Co dobrego Bóg uczynił w moim życiu? Dzisiaj dziękujemy, przepraszamy, i prosimy...
2012. Niewiadome zawsze nas jakoś niepokoi. Stajemy u progu nowego roku i nie wiemy co nam przyniesie. Wiemy, że znowu jesteśmy bliżej o rok końca naszego ziemskiego życia. Jest to dla nas sygnał i wezwanie do czujności... Nie wiemy kiedy narodzimy się dla Nieba, ale to o rok bliżej do tego, co przewidział nam Bóg...


Mamy kolejne szanse dane przez Boga... Daje nam czas, byśmy się zbawili... Jeżeli jeszcze nas nie wezwał, to znaczy, że mamy jeszcze coś do zrobienia na ziemi... Zrobić coś by się nawrócić i być zbawionym, albo komuś jeszcze w tym pomóc...


Czas jest krótki, ale nie ma co się bać. W Nowy Rok trzeba wchodzić z pełną ufnością, dać się Bogu poprowadzić. Wejść na Boską Przygodę w pełnieniu woli Bożej każdego dnia. Dobrze wykorzystujmy chwile otrzymane od Boga. Pełniąc wolę Bożą nie męczymy się życiem, ale pełni radości idziemy przez kolejne chwile... Mogę tylko zaprosić Was wszystkich, by odważyć się w 2012 roku wejść na Boską Przygodę :D


Życzę Wam Błogosławionego Nowego Roku, przeżytego z Bogiem w jak najgłębszej komunii...


SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU W RÓŻNYCH JĘZYKACH
po Angielsku ... Happy New Year
po Arabsku ... س نة م يلادي ة م بارك ة (sanatun miilaadiyyatun mubaarakatun)
po Baskijsku ... Urte Berri On
po Bułgarsku ... Щастлива Нова Година (Shtastliva Nova Godina)
po Chińsku (tradycyjny) ... 新年快樂
po Chińsku (uproszczony, wymowa mandaryńska) ... 新年快乐 ( xin nian kuai le)
po Chorwacku ... Sretna Nova Godina
po Czesku ... Šťastný Nový rok
po Duńsku ... Godt nytår
w Esperanto ... Bonan Novjaron
po Filipińsku ... Manigong Bagong Taon
po Fińsku ... Onnellista Uutta Vuotta
po Francusku ... Bonne Année
po Grecku ... Καλή Χρονιά (Kalí Chroniá) lub Χρόνια Πολλά (Chrónia Pollá)
po Hebrajsku ... שנה טובה (shana tova)
po Hiszpańsku ... Feliz año nuevo
po Indonezyjsku ... Selamat Tahun Baru
po Islandzku ... Forsælt Komadi ár
po Japońsku ... 明けましておめでとうございます
po Katalońsku ... Bon any nou
po Koreańsku ... 새해 복 많이 받으세요 (sae-hae bok ma-ni ba-deu-se-yo)
po Litewsku ... Laimingų Naujųjų Metų
po Łacinie ... Felix sit annus novus
po Łotewsku ... Laimīgu Jauno Gadu
po Malajsku ... Selamat Tahun Baru
po Niemiecku ... Glückliches Neues Jahr
po Norwesku ... Godt nyttår!
po Persku ... سال ن و م بارک ( Saale no mobarak )
PO POLSKU... SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU
po Portugalsku ... Bom ano novo lub Feliz ano novo
po Rosyjsku ... Счастливого Нового Года lub С Новым Годом
po Rumuńsku ... La mulţi ani
po Serbsku ... Срећна Нова година (Srećna Nova godina)
w Suahili ... Heri Ya Mwaka Mpya
po Szwedzku ... Gott nytt år
w Urdu ... ن يا سال م بارک (Naya Saal Mub\'arak)
po Walijsku ... Blwyddyn Newydd Dda
po Węgiersku ... Boldog Újévet
po Wietnamsku ... Chúc Mừng Năm Mới
po Włosku ... Buon Anno lub Felice Anno Nuovo
Wyspy Owcze ... Eydnurikt nyggjár

niedziela, 25 grudnia 2011

Boże Narodzenie


"Narodziny Jezusa uobecniają tajemnicę Wcielenia, dokonanego już w łonie Dziewicy w chwili Zwiastowania. Rodzi się bowiem Dziecię, które Ona - jako uległe i odpowiedzialne narzędzie Bożych zamiarów - poczęła z Ducha Świętego. Poprzez przyjęte w łonie Maryi człowieczeństwo, odwieczny Syn Boży zaczyna żyć jako dziecko i wzrastać «w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi» (Łk 2, 52). Objawia się jako prawdziwy człowiek." /Jan Paweł II, Wcielenie - wkroczenie wieczności w czas/


"Zawsze, ilekroć pozwolisz by Bóg pokochał innych przez Ciebie, zawsze wtedy jest Boże Narodzenie" - bł. Matka Teresa z Kalkuty


Błogosławionych Świąt.
Wiary co góry przenosi,
nadziei, która nie gaśnie,
miłości w każdej ilości
- od Bożej Dzieciny życzy kl. Andrzej

piątek, 23 grudnia 2011

7. Jak wyglądał mój tegoroczny ADWENT??


Cała teologia liturgiczna Adwentu jest przesycona radością i wspaniałym oczekiwaniem. Nieobecność wołania „Gloria” ma na celu zaznaczenie jego „świeżości” w Boże Narodzenie. Adwent to wołanie apostolskie „Radujcie się w Panu, jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność: Pan jest blisko!”. Nawet prefacja na ten okres przypomina chrześcijanom: „Jezusa Chrystusa przepowiadali wszyscy Prorocy, Dziewica Matka oczekiwała z wielką miłością, Jan Chrzciciel zwiastował Jego przyjście i ogłosił Jego obecność wśród ludu”.

Radość z oczekiwania na przyjście Chrystusa musi się jednak wiązać z wyrzeczeniami – ma to być symbol naszej gotowości na to co nastąpi w naszym życiu przez cały kolejny rok liturgiczny. Adwent nie ma jednak charakteru pokutnego w takim samym sensie jak Wielki Post. Jest to raczej czas nawrócenia, do którego nawołują nas Kościoły. W polskiej tradycji Adwent zawsze był bogaty w zwyczaje religijne. Od XII wieku znana jest w Polsce adwentowa Msza św. ku czci Matki Bożej, zwana roratami. Podczas tej Mszy zapala się dodatkową świecę, przybraną w białą wstążkę,  symbolizującą Matkę Bożą, która jako gwiazda zaranna, jutrzenka poprzedziła przyjście na świat prawdziwej Światłości -  Chrystusa.  W Niemczech zaś, a od stosunkowo niedawna i w Polsce, pielęgnuje się tradycję wieńca z czterema świecami. Całe rodziny, gromadząc się w kolejne niedziele tego okresu przy wspólnej modlitwie, zapalają kolejne świece jako znak czuwania i gotowości na przyjście Jezusa.
Adwent chyli się ku końcowi. Przyszedł czas zrobienia sobie rachunku sumienia. Jak wykorzystałem dany m czas od Boga? Czy wziąłem na serio, że jest to czas Jego przyjścia, że przyjdzie i może zastać mnie nieprzygotowanego? Czy chcę by Jezus narodził się w moim sercu? Ale gdy się zdecyduję, to muszę wziąć pełną odpowiedzialność. Gdy Go przyjmę, to muszę już od tego momentu żyć z Nim, być cały czas przy Nim...
To jest podobnie jak z Nowonarodzonym dzieckiem w rodzinie - jak się narodzi, to wszystko przemienia i niejako sobie podporządkowuje... I tylko żeby nie było tak w moim życiu, że znudzi mi się Jezus, gdy zacznie być niewygodny i że wtedy nie oddam Go do "domu dziecka".

Jeszcze raz - czy chcę przyjścia Pana, czy chcę Bożego Narodzenia, czy chcę by w moim sercu zamieszkał Bóg i już go nigdy nie opuścił? Jeżeli tak, to radujmy się, bo Pan jest blisko, bliżej niż nam się zdaje. Każdego dnia do nas przychodzi w swoim Słowie, w Eucharystii, w drugim człowieku. Ćwiczyliśmy się w miłości przez cały Adwent, teraz kochając prawdziwie zobaczymy wielkie działa Boga w naszym życiu... W tę wyjątkową Noc Bożego Narodzenia może wydarzyć się cud Wcielenia tylko wtedy, gdy będziemy mówić Bogu "tak", tak jak to zrobiła Maryja ponad 2000 lat temu ("Nie mi się stanie według słowa twego"). Niech się dzieje wola Boża w naszym życiu. Kochajmy prawdziwie, bo przez to jesteśmy podobni do Boga, bo "Bóg jest Miłością"(J 4,8)

poniedziałek, 19 grudnia 2011

6. Kochać bliźniego jak siebie samego…


            Już zastanawialiśmy się, kto jest naszym bliźnim. Znamy też przypowieść Jezusa o miłosiernym samarytaninie. Lecz teraz spróbujmy na to spojrzeć trochę z innej strony.
            Św. Paweł w swoim liście do Galatów (a właściwie powinno być Galacjan) napisał takie słowa: „Bo całe prawo wypełnia się w jednym nakazie – Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego”. W innym miejscu napisał, że miłość jest wypełnieniem Prawa. To dla nas bardzo przydatna wskazówka, że najważniejsza jest miłość, ale ta prawdziwa, czyta, na wzór miłości Bożej, na wzór miłość Jezusa Chrystusa.
            I jak wszystko w chrześcijaństwie, tak nasza miłość bierze swój początek w miłości Boga, bo „Bóg jest Miłością”. To On stwarzając człowieka wpisał w jego naturę potrzebę kochania i bycia kochanym. Na pewno wiele razy tego doświadczyliście… Mam tu na myśli sytuacje, gdy potrzebujemy ciepła przytulenia rodziców, gdy tęsknimy za ukochaną osobą, gdy na boli, że ktoś odrzucił naszą miłość lub w jakikolwiek sposób zranił…
            Ale także powodem naszej miłości do bliźniego jest wspólny Ojciec. Jeżeli uznajemy Boga za naszego Ojca, to każdego człowieka obok siebie musimy uznać za brata. To nie przymus, wszystko w wolności, ale to wypływa z bliskiej relacji z Bogiem jako Ojcem, do jakiej każdy z nas jest wezwany. Zastanówmy się, czy moglibyśmy traktować brata rodzonego, czy siostrę jak kogoś obcego, czy nawet wrogiego? Jest chyba czymś wspólnym dla każdego rodzeństwa, że dla siebie nawzajem oddaliby wszystko, mimo że na co dzień może się kłócą. Tak przynajmniej jest u mnie; w domu czasem się kłócimy z braćmi, wymieniamy głośniej nasze poglądy, ale w potrzebie jesteśmy gotowi na wszystko dla siebie.
            W przypadku chrześcijaństwa, gdy ktoś ma bliską relację Bogiem jako Ojcem, Tatusiem, gdy ktoś to dobrze uchwyci, to nie może być mowy, by ludzi źle traktował, ale będzie patrzył na bliźnich jako „alter ego” – drugi ja. Jak siebie samego. Dla siebie nigdy nie chcemy źle, tak samo dla brata, czy siostry – a z tego wynika, że i dla każdego człowieka, zwłaszcza tego obok mnie. Czasem brat może być trudny, ale to brat. A jak to wyglądało w II w. chrześcijaństwa, przeczytajcie sami. „List do Diogneta”(fragment) nieznanego autorstwa:

Chrześcijaństwo w świecie

V.
1. Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem, ani strojem.
2. Nie mają bowiem własnych miast, nie posługują się jakimś niezwykłym dialektem, ich sposób życia nie odznacza się niczym szczególnym.
3. Nie zawdzięczają swej nauki jakimś pomysłom czy marzeniom niespokojnych umysłów, nie występują, jak tylu innych, w obronie poglądów ludzkich.
4. Mieszkają w miastach helleńskich i barbarzyńskich, jak komu wypadło, stosując się do miejscowych zwyczajów w ubraniu, jedzeniu, sposobie życia, a przecież samym swoim postępowaniem uzewnętrzniają owe przedziwne i wręcz paradoksalne prawa, jakimi się rządzą.
5. Mieszkają każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy. Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą.
6. Żenią się jak wszyscy imają dzieci, lecz nie porzucają nowo narodzonych.
7. Wszyscy dzielą jeden stół, lecz nie jedno łoże.
8. Są w ciele, lecz żyją nie według ciała.
9. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba.
10. Słuchają ustalonych praw, z własnym życiem zwyciężają prawa
11. Kochają wszystkich ludzi, a wszyscy ich prześladują.
12. Są zapoznani i potępiani, a skazani na śmierć zyskują życie.
13. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Wszystkiego im nie dostaje, a opływają we wszystko.
14. Pogardzają nimi, a oni w pogardzie tej znajdują chwałę. Spotwarzają ich, a są usprawiedliwieni.
15. Ubliżają im, a oni błogosławią. Obrażają ich, a oni okazują wszystkim szacunek.
16. Czynią dobrze, a karani są jak zbrodniarze. Karani radują się jak ci, co budzą się do życia.
17. Żydzi walczą z nimi jak z obcymi, Hellenowie ich prześladują, a ci , którzy ich nienawidzą, nie umieją powiedzieć, jaka jest przyczyna tej nienawiści.
VI.
1. Jednym słowem: czym jest dusza w ciele, tym są w świecie chrześcijanie.
2. Duszę znajdujemy we wszystkich członkach ciała, a chrześcijan w miastach świata.
3. Dusza mieszka w ciele, a jednak nie jest z ciała i chrześcijanie w świecie mieszkają, a jednak nie są ze świata.
4. Niewidzialna dusza zamknięta jest w widzialnym ciele i o chrześcijanach wiadomo, że są na świecie, lecz kult, jaki oddają Bogu, pozostaje niewidziany.
5. Ciało nienawidzi duszy i chociaż go w niczym nie skrzywdziła, przecież z nią walczy, ponieważ przeszkadza mu w korzystaniu z rozkoszy. Świat też nienawidzi chrześcijan, chociaż go w niczym nie skrzywdzili, ponieważ są przeciwni jego rozkoszom.
6. Dusza kocha to ciało, które jej nienawidzi, i jego członki. I chrześcijanie kochają tych, co ich nienawidzą.
7. Dusza zamknięta jest w ciele, ale to ona właśnie stanowi o jedności ciała. I chrześcijanie zamknięci są w świecie jak w więzieniu, ale to oni właśnie stanowią o jedności świata.
8. Dusza choć
nieśmiertelna, mieszka w namiocie śmiertelnym. I chrześcijanie obozują w tym, co zniszczalne, oczekując niezniszczalności w niebie.
9. Dusza staje się lepsza, gdy umartwia się przez głód i pragnienie. I chrześcijanie, prześladowani, mnożą się z dnia na dzień.
10. Tak zaszczytne stanowisko Bóg im wyznaczył, że nie godzi się go opuścić. Słowo Boże zstąpiło z nieba.



piątek, 16 grudnia 2011

5. Miłość wzajemna…



         Miłość wzajemna potrzebuje wspólnoty, by miłość mogła przepływać przez kolejne osoby, aż ogarnie wszystkich, aby przez to wszyscy stali się jedno (To niesamowite, że im bardziej, im więcej dzielimy się miłością, to tym więcej jest jej w nas). Bo to, co nas jednoczy, to Osoba Jezusa i miłość przyniesiona przez Niego na ziemię. Jest ona jak ogień rzucony na miasto. Powoli zajmuje coraz więcej obiektów. Jednoczy wszystkie budynki za sobą, powstaje jeden płomień. Miłość wzajemna jest Niebem już tu na ziemi. Kiedy Jezus zapowiadał, że bliskie jest królestwo Boże, zapowiadał to w Niebie, ale i zadatek jego tu na ziemi. Królestwo Boże zaczyna się od naszego serca.
            W Ewangelii według św. Mateusza mamy wiele przypowieści o królestwie Bożym. W jednej z nich jest porównane do zaczynu chlebowego. Gospodyni włożyła go w mąkę i wszystko się zakwasiło. Stało się jednym ciałem.
            Miłość wzajemna to Niebo na ziemi. I do nas należy budować je, troszczyć się o jego wzrost. Dać się rozpalić, pochłonąć ogniu miłości. Być „łatwopalnym”. I „podpalić” innych, kolejne osoby. By ogień miłości Bożej rósł na ziemi. O królestwo Boże trzeba też zabiegać jak o drogocenną perłę; należy wszystko „sprzedać”, wszystko oddać. Pójść w to na maksa. To nie jest dla osób letnich, trzeba być mocno zdecydowanym. Tam gdzie miłość wzajemna, tam królestwo Boże.
            Pomyślmy, czy w we wspólnocie, do której należymy, jest takie małe królestwo Boże? Czy czuje się, aby rozpalała nas miłość wzajemna?
            Od dzisiaj płońmy, spalajmy się dla siebie.
Miłość wzajemna jest jak perpetuum mobile. Jezus wprawił w ruch miłość Bożą na ziemi i teraz ona krąży i włącza w swój mechanizm kolejne elementy. Aż cały świat będzie się kręcił wokół MIŁOŚCI.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

4. Kochać nieprzyjaciół…



„Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują”.

            Tak nas Jezus naucza, aby czynić, ale też sam pokazał jak to się robi. Wisząc na krzyżu, przez całą mękę – od ogrodu w Getsemani, przez pojmanie, biczowanie, całą drogę na Golgotę – był kuszony by zejść z krzyża. Ale wytrzymał na nim do końca. W momencie, gdy miał ręce i nogi przybite, był całkiem wyczerpany, gdy nie mógł się poruszyć uczynił dla nas najwięcej. Odkupił całą ludzkość, odkupił nas. I właśnie w tej chwili modlił się za swoich oprawców: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”.
            Nawiasem mówiąc, pokusa zejścia z krzyża jest ogromna – odrzucenia tego, co trudne, ale robiąc to, wpadamy prosto w paszczę lwa. „Przeciwnik wasz diabeł, jak lew ryczący, krąży szukając, kogo pożreć”.

            To miłość nieprzyjaciół, błogosławienie tym, co źle nam czynią, wyróżnia chrześcijaństwo spośród innych religii świata. Specyficzny wymiar miłości, chyba coś najtrudniejszego. Ale gdy otworzy się na łaskę od Boga, na dary Ducha Świętego i wydoskonalimy w sobie taką postawę, to wtedy będziemy prawdziwie chrześcijanami, nie tylko nazwy. Trzeba po prostu załapać, o co w tym chodzi, uchwycić istotę, przeżyć bliskość Boga, doświadczyć mocy Jego miłości i wtedy teoria staje się czymś bardzo rzeczywistym.
            Gdy dłużej z kimś mieszkamy, łatwo jest się pokłócić, obrażać. Gdy kogoś lepiej poznajemy, on może z kolegi stać się nieprzyjacielem. I wtedy złorzeczenia zaraz lecą pod adresem tej osoby. A zastanówmy się, czy potrafimy się pomodlić za tych, za którymi nie przepadamy? Czy potrafimy przebaczać 77 razy, czyli zawsze?? Czy potrafimy przebaczyć i zapomnieć bliźniemu winy?? Wzorem jest właśnie Jezus na krzyżu. Także św. Szczepan – pierwszy męczennik Kościoła. Wielu innych świętych, w tym św. Maksymilian Maria Kolbe. Krążą opowieści o jego oczach pełnych miłości, których spojrzenia nie mogli wytrzymać SS-mani.
            Dzisiaj każdy z nas ma zleconą po ludzku „mission impossible”, ale nie razem z Bogiem. Starajmy się od dzisiaj wychodzić do trudnych braci. Ktoś musi być pierwszy, a chrześcijanie są właśnie po to, by przerwać ten krąg nienawiści międzyludzkich. Czyńmy dobro. Kruszmy serca ludzkie miłością, módlmy się za te osoby, których może nie potrafimy jeszcze kochać. I pamiętajmy, że „zło dobrem się zwycięża”. Nie puszczajmy zła w krąg, które na spotyka. Nie pozwólmy, by zło szło dalej i niszczyło czyjeś życie. Na zło odpowiadajmy dobrem, by zła było coraz mniej na świecie. Przygotowałem pewne porównanie:

 „Zło dobrem zwyciężaj” jako fotosyntezaJ. Dla tych co nie pamiętają, przedstawię schemat tego procesu:

CO2     +            H2O            ─światło + chlorofil ─►     CH2O              +            O2            +            H2O
Dwutlenek            woda                                                   pokarm                     tlen                 woda
Węgla

Tak wygląda zwykła fotosynteza, natomiast ta zamieniająca zło na dobro wygląda następująco:

Dwutlenek węgla = zło + woda = chrzest  ─(Łaska Boża + Miłość)─► pokarm = profity dla nas samych + tlen = dobro + woda = chrzest

Schemat może wydawać się mało jasny i czytelny, więc postaram się go wyjaśnić. Rośliną jest człowiek, jak można się było domyślićJ. Woda-chrzest oznacza zanurzenie w Chrystusie, Jego męce, śmierci i zmartwychwstaniu. Po prostu trzeba być chrześcijaninem. Dwutlenek węgla to cząstka zła, które nas otacza/dotyka. I teraz by to co mamy, mogło się przemienić w dobro musi zadziałać Łaska Boża, czyli światło i potrzebujemy miłości wlanej w nasze serca przez Boga. Jest ona tylko na podobieństwo miłości Boga, więc nie jest doskonała, ale się w niej cały czas doskonalimy. Gdy to wszystko mamy, potrzebne jest akt woli – decyzja człowieka. Roślina zawsze postępuje zgodnie ze swoją naturą, człowiek posiada wolność, może się opowiedzieć przeciw naturze, ale to nie będzie dla niego dobre. Teraz najważniejsze i najtrudniejsze – działanie. Człowiek musi się namęczyć by zło zatrzymać na sobie. Dużo łatwiej było by je puścić dalej, ale w chrześcijaństwie chodzi by zatrzymywać je na sobie i bo przez to będzie go coraz mniej. Po „reakcji fotosyntezy” powstają produkty. Same dobre rzeczy. Pokarm dla nas, dobry uczynek zapisany w Niebie, niezliczone łaski Boże jakie przez to otrzymujemy dla siebie, ale także dla osób wokół – miłość o dobroć się rozlewa po okolicach. I to wszystko prowadzi do coraz głębszego zanurzenia w Chrystusie – by pakiet chrzcielny po trochu coraz więcej rozpakowywać.

Może to trochę wyszło za bardzo skomplikowane, ale starałem się to prosto opisać

sobota, 10 grudnia 2011

3. Kochać Jezusa w bracie…



Kiedyś prawo brzmiało: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym sercem, całą duszą, ze wszystkich sił swoich, a bliźniego swego jak siebie samego”. A teraz Jezus naucza: „Nowe przykazanie daję wam, byście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem”.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że w nowym przykazaniu Bóg zniknął. Nie jest „obiektem miłości” człowieka. Nic bardziej mylnego, to tylko pozory. Teraz widzimy Boga w drugim człowieku. I po przez miłość do brata, do siostry miłujemy prawdziwie Boga.
Naszym zadaniem jest kochać Jezusa w bracie. To wszystko zależy od naszej relacji z Nim. Gdy Jezus jest dla nas Mistrzem i Panem, gdy traktujemy Go jak brata i przyjaciela, to widząc drugą osobę wyznającą tego samego Jezusa, to chcąc, czy nie chcąc, stajemy się sobie bliscy i powinniśmy się miłować. Także przyjmując Jezusa do siebie, do swojego serca w postaciach eucharystycznych: Ciała i Krwi (lub którejś z nich) razem z innymi ludźmi, to przez tę jedność z Chrystusem stajemy się wszyscy sobie bliscy jak rodzina, jak bracia i siostry, albo nawet bardziej – stajemy się jednym Ciałem Mistycznym Chrystusa – Komunią – Jednością/Wspólnotą. Wierząc w to mocno, powinniśmy być świadomi bliskości Jezusa, która prowadzi do bliskości z każdym człowiekiem.
A jak to jest w naszym życiu? Czy znak pokoju przekazywany podczas Eucharystii coś  zmienia – otwiera nas na ludzi? (Musimy pamiętać, że z tym momencie sam Pan Jezus staje pośrodku nas i udziela nam swojego pokoju). Tyle razy przyjmujemy Komunię Świętą. Czy ona coś zmienia w naszym życiu? Czy zjednoczenie z Chrystusem wpływa na nasze relacje z bliskimi.
Czeka nas długa droga wiary do przebycia…
Każdy z was może zadać pytanie: „A kto jest w ogóle moim bliźnim, moim bratem?”. Odpowiedź jest prosta – „wszyscy ludzie”. Jednak sama odpowiedź to za mało, więc postaram się jakoś przybliżyć.
Nie chce przedłużać postu dowodami na to, że Bóg istnieje i stworzył świat. Jednak podam pod rozwagę jeden fakt. Wszystko w świecie ma swoją przyczynę, jednak nie można cofać się w nieskończoność w tym łańcuchu przyczyn. Musiał być początek tego wszystkiego, gdy zaczęło „coś” istnieć. Dla mnie to jest Bóg.
Bóg stwarzając ludzi uczynił ich równymi, ale grzech skażając ludzką naturę, sprawił, że w człowieku jest pragnienie górowania nad innymi, pragnienie postawienia siebie w miejscu Boga. Egoizm i pycha stały się największym problemem ludzkości.
Bardzo ważne w tym, że wszyscy są braćmi i siostrami jest sprawa Wcielenia. Jezus Chrystus, Odwieczny Logos – Słowo Boga – Syn Boży stał się człowiekiem. Wszedł w nasze człowieczeństwo i stał się podobnym do nas we wszystkim oprócz grzechu. Dlatego też stał się naszym bratem. Dzieło odkupienia rodzaju ludzkiego, jakiego dokonał Jezus przez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie stało się udziałem wszystkich ludzi. Chrystus umarł raz za grzechy każdego człowieka, który żył, żyje i będzie żył na świecie. Odkupił nasze winy - nasze grzechy przeszłe i przyszłe. Potrzebowaliśmy tego, aby żyć, aby móc walczyć ze złym. Grzech już nie ma nad nami władzy, choć dalej bliżej nam do czynienia źle, niż dobrze.
Jezus kochał każdego człowieka, a najdelikatniej obchodził się z grzesznikami, ludźmi słabymi. Uczył nas przez to prawdziwej miłości. Prawdziwa miłość widzi i kocha we wszystkich Jezusa. W każdym z nas jest rozlana łaska Jego odkupienia. Jezus trwa w nas, przy nas cały czas. To sprawia, że dostrzegamy Jezusa w człowieku obok nas. W tych, których znamy i w tych, których nie znamy – obok których tylko „przypadkiem przechodzimy”. I dlatego kochając Jezusa, będziemy czynili dobro braciom.
To może właśnie Jezus przechodzi przez nasze życie. Może mamy jedyną szansę doświadczyć Jezusa obok nas, pryz nas.
Dostrzegajmy potrzeby bliźnich. Rozglądajmy się, czy komuś nie trzeba pomóc. Wychodźmy zwłaszcza do tych, których jeszcze nie znamy. Traćmy czas dla siebie nawzajem. Bo przez to „tracenie”, oddajemy siebie Jezusowi.
Nie zatrzymujmy strumienia Bożej Miłości na sobie. Mamy być jak kulki Newtona:

Bóg – Miłość daje miłość ludziom, a oni sobie ją przekazują i ta miłość wraca kiedyś do nich, także do Boga. To najlepsza odpowiedź na miłość Boga – pozwolić się Jemu kochać i kochać innych.
Zachęcam, by być łatwo przepustowym na miłość. Przekazujmy ją w krąg, dajmy jej wszystkim doświadczyć [mi również J ].

sobota, 3 grudnia 2011

2. Kochać wszystkich…



            Co to jest w ogóle miłość? Co to znaczy kochać?

„Kochać to wybór drogi miłości i wierność i wierność i wierność wyborowi” – św. Augustyn

            Jest w naszą naturę wpisana potrzeba kochania i bycia kochanym. Na pewno każdy/a z Was to czuje. Chcecie być przez mamę, czy tatę przytuleni, chcecie usłyszeć dobre słowo od rodziny, przyjaciół, chcecie by ktoś się Wami interesował. Jak to dobrze mieć bliskich, którzy nam pomagają. Wtedy czujemy się spełnieni. Jest tak, dlatego, bo jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Mamy wpisany w siebie „głód” miłości, bo Bóg jest Miłością (por. 1J 8). I to pragnienie miłości ukierunkowuje nas do doskonalenia się w niej na wzór miłości Boga. Powiedział ktoś kiedyś, że tu na ziemi musimy się wydoskonalić, wyćwiczyć w miłości, bo w wieczności będzie już tylko Miłość. A czego tu nie zrobimy, to będziemy musieli w czyśćcu nadrobić. Dlatego warto żyć miłością i dążyć do Miłości.
            Usłyszałem niedawno ciekawą definicję miłości. Miłość to zdolność patrzenia miliardy lat w przyszłość. Ludzie, którzy kochają prawdziwie mają na celu dobro drugiego człowieka. I wiedzą, że ten świat się skończy. Ziemskie życie to prawie nic w porównaniu do wieczności. Ludzie pełni miłości troszczą się przede wszystkim o życie wieczne, bo wiedzą, że za miliardy lat w przyszłość człowiek stanie przed Bogiem. Od każdego zależy czy człowiek się zbawi, czy potępi. Człowiekowi kochającemu innych zależy na szczęściu, na dobru drugiego i dlatego nie boi się poświęcić swojego życia na wskazywanie na Boga. Czasem wystarczy raz wskazać, czasem trzeba parę lat, a czasem do samego końca. To bardzo ważne, ale decyzji nie podejmiemy za kogoś; nie można wkroczyć na teren czyjejś wolności. W takiej sytuacji pozostaje nam modlitwa. Wytrwała modlitwa. Przykładem może być św. Monika, matka św. Augustyna i żona poganina. Ona to wytrwale się modląc, wymodliła nawrócenie dla męża i syna.
            Także patrzmy miliardy lat w przód, nie bójmy się zawalczyć w zbawienie własne i innych. Wskazując na Boga, upominając źle postępujących możemy się tu na ziemi narazić ludziom, ale trzeba nam bardziej słuchać Boga niż ludzi, a ziemskie życie jest niczym w porównaniu do wieczności.

            Wiemy, że Bóg jest Miłością, ale pojęcie miłości w naszej cywilizacji zostało tak zniekształcone, rozmyte, że nie wiadomo co to w ogóle jest. Krąży wiele definicji i rozumień pojęcia „miłość” i niestety są to albo jakieś cząstkowe, albo po prostu błędne. Ja nie twierdzę, że mam na to monopol i wszystko wiem, etc. Ale piszę o tym, o czym sam usłyszałem, co przyjąłem a wiarą i czego sam osobiście doświadczyłem.
            Miłość Boga do człowieka jest: ojcowska, osobista i bezwarunkowa. O tej miłości wielokrotnie zapewnia nas On – Bóg po przez swoje Słowo. Np. Oz 11,1-4; Iz 49,15; Iz 54,10. Bóg kocha Ciebie w każdej sytuacji życia, ma plan na twoje życie, byś był/a po prostu szczęśliwy/a. Nie jesteś Mu obojętny. Kocha Cię takim, jakim jesteś, ale nie zgadza się na twój grzech, twoją „niewolę”. On walczy o ciebie. Bóg nie może Cię przestać kochać, bo jest Miłością. A chyba wiesz jak boli, gdy miłość nie jest odwzajemniona. Pozwól Bogu się kochać. On na początku nie prosi o twoją miłość, ale prosi byś pozwolił się Mu kochać. Nasze dobre życie to odpowiedź na Bożą miłość.
            Gdy już wiemy, co to jest miłość i nie mamy błędnych skojarzeń możemy pójść dalej. Został nam pozostawiony nakaz przez Jezusa Chrystusa, aby kochać wszystkich(„To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem”). I teraz od nas zależy, co z tym „fantem” zrobimy. Łatwo jest nam kochać kogoś, kto jest daleko (np. murzynka w Afryce, z którym nie mamy kontaktu). A brata, siostry, kolego, sąsiada, to już nie za bardzo. A to właśnie ci ludzie, postawieni przy nas są zadaniem. Mamy kochać ich wszystkich, także tych trudnych braci i siostry, a może przede wszystkim te osoby. Nawet Jezus zwraca naszą uwagę na to, że kochać tych dla nas dobrych jest łatwo i nawet poganie to czynią, natomiast; gdy ktoś nam szkodzi, gdy kogoś nie lubimy, to najprościej byłoby go ignorować, albo odpłacać tym samym. Jednak w chrześcijaństwie nie o to chodzi. Tzw. „miłość nieprzyjaciół” odróżnia prawdziwych chrześcijan od innych ludzi. W żadnej innej religii nie ma czegoś podobnego. Pamiętamy opis pierwszej wspólnoty chrześcijańskiej z Dziejów Apostolskich. Poganie, obserwując wyznawców Chrystusa, mówili: „patrzcie jak oni się miłują”. A mimo tego, że nie byli dla nikogo szkodliwi, zostali znienawidzeni za nic. Prześladowania trwały długo, ale miłość w nich cały czas była. Modlili się za swoich oprawców.
            Zachęcam, by się zastanowić i pracować nad miłością do osób z naszych wspólnot (szkolnych, parafialnych, innych). Wychodźmy przede wszystkim do osób trudniejszych i tych słabo znanych. Pamiętajmy, że miłość, tak jak wiara, pomnaża się w nas, gdy się ją dzielimy.
            Kochajmy się wzajemnie tak, jak nas Bóg umiłował...

czwartek, 1 grudnia 2011

1. Jednoczyć się…



            Pierwsze wezwanie dla nas chrześcijan, żyjących we własnych wspólnotach: w rodzinie, w szkole, grupie przy parafii, itp. Święty Paweł w pierwszym liście do Koryntian pisze takie słowa: „Dla słabych stałem się jak słaby, by pozyskać słabych. Stałem się wszystkim dla wszystkich…”(1Kor 9,22). Pokazuje nam przez nie, na czym polega jedność z braćmi i siostrami. Należy dostosowywać się do sytuacji, niejako wczuć się w sytuację bliźniego, który jest obok mnie. Zaakceptować go takim jaki jest, historię jego życia, cechy, wygląd, zachowanie. Starać się zrozumieć, wysłuchać, ofiarować swój czas. Razem cieszyć się w radości i razem smucić się w smutku, współcierpieć cierpieniu.

            Trzeba najgłębiej jak tylko można wejść w serce brata/siostry zrozumieć problemy, wymagania. Najważniejsze jest to, by być ze sobą, dzielić się swoim czasem, doświadczeniem, dobrym słowem. Bardzo często nic nie możemy dać, nie potrafimy pomóc, udzielić na wszystko gotowych odpowiedzi, a nieraz wystarczy sama obecność. Nie bójmy się stracić coś dla drugiej osoby. Nas tu wszystkich Bóg postawił, abyśmy byli dla siebie nawzajem. W naszą ludzką naturę wpisane jest by żyć dla drugiego, bez tego człowiek odchodzi od człowieczeństwa. Grzech pierworodny sprawił, że jesteśmy pełni egoizmu i egocentryzmu – ciężko nam żyć dla innych, ale nie wolno nam zapomnieć, że pierwsza jest miłość – jesteśmy powołani by kochać i być kochanym.

            Nie wiem czy to najlepsze porównanie, „metafora”. Ale tak jakoś mi się skojarzyło. Musimy się „wczuwać” we wspólnotę, dopasowywać (przemieniać; mamy być sobą tylko jakoś tak głębiej w nią wchodzić) tak jak przyroda do pogody. Gdy jest ciepło i słońce świeci, to wszystko kwitnie i pięknie wygląda. Natomiast gdy robi się zimno to cała przyroda szarzeje, przygotowuje się przetrzymać trudny czas, by znów na wiosnę odżyć. Nasze życie właśnie tak czasem wygląda jak zmieniające się pory roku.

            A więc, jednoczcie się z braćmi, jednoczcie się z siostrami, uczmy się sztuki chrześcijańskiej miłości i ćwiczmy się w niej…